Rząd nie wie, co zrobić z tzw. pakietami Sasina wydrukowanymi na wybory prezydenckie, które nie odbyły się w maju 2020 r. „Gazeta Wyborcza” informuje, że pakiety, których jest 26 678 620, Poczta Polska przechowuje w magazynie w Łodzi. Pilnuje ich sześciu strażników, co kosztuje ok. 30 tys. zł miesięcznie (nie licząc kosztu wynajmu hali).
Jest pomysł, żeby pakiety zutylizować, co wydaje mi się racjonalne. Przy okazji dobrze byłoby coś zrobić z samym Sasinem, którego utrzymanie jest dla państwa tak samo kosztowne jak utrzymanie pakietów. Chociaż jeśli do bieżących kosztów utrzymania Sasina doliczyć koszty podejmowanych przez niego decyzji, uważam, że Sasin bije pakiety na głowę. Broniąc swojej decyzji o przeznaczeniu 70 mln zł na bezprawne wydrukowanie nieprzydatnych do niczego pakietów, Sasin wyjaśnił, że demokracja musi kosztować. Ja to rozumiem, ale nasza demokracja jest obecnie bardzo biedna, dlatego nie wiem, czy stać ją na urzędnika tak kosztownego jak Sasin.
Co dalej z Sasinem, nie mam pojęcia, ale pakiety można by potraktować jako surowiec wtórny i przerobić na coś pożytecznego. Mógłby je np. odkupić od Poczty Polskiej nasz narodowy czempion prezes Obajtek, człowiek bardzo pomysłowy i – jak podkreśla Jarosław Kaczyński – mający „łatwość podejmowania słusznych decyzji”. Czempion ten nie raz pokazał, że dla obecnej władzy jest w stanie zrobić wszystko, dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby z pakietów Sasina zrobił maseczki, przyłbice albo biokomponent do produkowanych przez Orlen paliw.
Prezes PiS Obajtkowi zaufał, bo jego zdaniem „ma on w sobie coś, co daje Pan Bóg”, a konkretnie „aurę, która pozwala mu ludzi mobilizować”. Ta aura to rzadki dar, Beata Szydło i Mateusz Morawiecki byli przekonani, że ją mają, ale okazało się, że to tylko złudzenie optyczne.