Telewizyjna kamera pokazywała pustą salę. Pośrodku stał mikrofon, który jakby na kogoś czekał. Nie zawiódł się ten stary metalowy wyga. W drzwiach pojawił się facet, i to z górnej kategorii odśnieżania. Przebrany za inteligenta, bo w okularach, spokojnie przechodził przez salę. Skąd i dokąd szedł, nie wiadomo, ale nagle coś go zatrzymało. Cierpko się uśmiechnął warg cytrynową krzywizną. Szanowni Państwo! – elegancko wyszeptał do mikrofonu. Czuło się, że nikogo w tej sali nie ma, ale może ta stojąca tuja w donicy i gaśnica na ścianie go zmyliły… Nieważne. Facet zaczął się zwierzać, a wtedy rozpoznałem w nim mistrza. Obie dłonie podniósł do klatki piersiowej i balet jego rąk nie pozostawiał wątpliwości. To on! Jest tylko jeden, który potrafi przemawiać tak, jakby dyrygował orkiestrą symfoniczną. Tak! To właściciel przechodniej pieczątki o treści „Prezes Rady Ministrów”.
Warto go było posłuchać, choć zawsze dobrze wiadomo, co powie: Polska jest cały czas w czołówce, więc nastroje społeczne zdają się świadczyć, że czekają nas tylko optymistyczne wiadomości z frontu walki z utrudnieniami. Oczywiście te wiadomości, czego nie jesteśmy w stanie wykluczyć, mogą w perspektywie czasu nabrać tonacji pesymistycznej. W pewnym sensie na obie opcje musimy więc być przygotowani. Nawet na to, że wystąpią obie naraz, bo w wysoko rozwiniętych krajach z niskim bezrobociem i to się zdarza. W najbliższym czasie mamy zamiar podnieść się jeszcze wyżej w tych dziedzinach. Szczegółowe omówienia przedstawią zaproszeni przeze mnie szefowie resortów.
Na salę wszedł wojskowy wysokiej rangi, choć trochę niższy. Ubrany był w garnitur z niewidocznej siatki maskującej, uszyty przez węgierskich krawców z oficerskiej rezerwy, a w rękach trzymał karabin maszynowy.