Zbiorowy protest mediów – pierwszy taki w historii Polski – okazał się skuteczny. Projektu ustawy, nakładającej na polskich wydawców i nadawców wysoki podatek obrotowy, nikt już w tej formie nie broni, ba, nawet nie przyznaje się do jej autorstwa. Ludzie z otoczenia premiera próbują minimalizować aferę („to był tylko wstępny projekt”), udają zaskoczonych rzekomym nieporozumieniem (przecież chodziło o opodatkowanie „amerykańskich megaplatform internetowych”), skarżą się na drażliwość środowiska medialnego („po co było używać od razu opcji atomowej”).