Gdy narasta społeczne niezadowolenie, a ludzie wychodzą na ulicę, wydaje się nam, że oto obudził się w narodzie duch obywatelski. Mamy skłonność do przeceniania znaczenia kategorii obywatelstwa, wiążąc nadzieję na demokratyczne przemiany ze świadomością obywatelską. A to pewnie tak nie działa.
Kiedyś sprawy były proste. W czasie rewolucji francuskiej wielką karierę zrobiło słowo „obywatel” (citoyen) i tak jakoś już zostało. Na początku obywatel był to członek stanu trzeciego, czyli mieszczanin, dla którego jego miasto, a w konsekwencji całe państwo to coś więcej niż domena księcia i króla.