Dziś będzie o drogach ucieczki. Różne metody eskapizmu są przez ludzi wybierane. Od źle pojętych praktyk duchowych, przez klasyczne używki, po pracoholizm, wszystkie one dla mnie jednak nie są zbyt nęcące. Od praktyk duchowych robi mi się ciemno przed oczami, używki nigdy nie były moją silną stroną, może ewentualnie ten pracoholizm, ale to chyba – obok palenia papierosów – najgłupsze z uzależnień.
Po równo roku od tymczasowego zamknięcia świata na dwa tygodnie potrzeba ucieczki stała się jednak co najmniej paląca. Widzę w social mediach, że wielu potraktowało ten temat dosłownie, zabierając się na rajskie plaże. Jednak w moim wypadku paranoiczny lęk przed tym, że nie będę mogła wrócić na chatę, jak ci nieszczęśni, co rok temu zostali z biletami na odwołane loty jak Himilsbach z angielskim, skutecznie zablokował mnie w ojczyźnie, której od 365 dni nie opuściłam nawet na pół godziny. I na razie nie zanosi się na zmianę (trzecia fala, czwarta, piąta, wpół do szóstej).
Lecz że moim zdaniem nie da się żyć bez jakiegoś pola manewru – znalazłam sobie namiastkę. I polecę ją dziś państwu w dwóch wersjach – obie dostępne od ręki, może nie za darmo, ale raczej niskobudżetowo. Naszym środkiem do osiągnięcia celu oderwania się na chwilę od Daniela Obajtka, od nagłego obowiązku noszenia maseczek, a nie przyłbic, od galantnej komisji do spraw pedofilii czy od smutnego oblicza profesora Horbana będzie angielska rodzina Durrellów. Gdy niesieni drugą falą wpływaliśmy na trzecią, a spod topniejącego śniegu wychodziły niesprzątnięte odmarzłe psie kupy i bure polskie błoto przedwiośnia, motywacja do dalszego funkcjonowania na planecie Ziemia opadła mi na dno Rowu Mariańskiego. I wtedy właśnie jedna dobra dusza powiedziała mi – a weź ty zobacz ten serial o Korfu, bo już cię słuchać nie mogę.