Jeden z paradoksów obecnej władzy polega na tym, że jest ona niebywale niebezpieczna i zarazem niebywale śmieszna. Niebezpieczna w destrukcji państwa, skłócaniu społeczeństwa, niekompetencji rządzenia, rozgrabianiu publicznych pieniędzy, ograniczaniu niezależności sądów, wolności mediów – i długo by jeszcze wymieniać; skutki tych rządów będziemy odczuwać i odkręcać przez długie lata. A jednocześnie przed naszymi oczami rozgrywa się nieustający kabaret. Każda z czołowych postaci tej ekipy ma w sobie jakąś przemożną vis comica. Nawet nie trzeba tu specjalnych charakterystyk, bo wokół owych osób krążą już setki memów i dowcipów. Wystarczy nazwisko, żeby otwierały się ciągi skojarzeń. Andrzej Duda – może i najzabawniejsza figura w tym politycznym show; Antoni Macierewicz – „Człowiek katastrofa”; Mateusz Morawiecki – nałogowy kłamca i konfabulant; Zbigniew Ziobro, nazywany kiedyś ponurym żniwiarzem; czy sam prezes – groźny, cyniczny, a przy tym dziecinnie mściwy, próżny, kapryśny. Zastanawiamy się w tym numerze, skąd w polityce w ogóle, a w jej wersji pisowskiej w szczególności – tyle osób o rysach psychopatycznych, tylu narcyzów, megalomanów, mitomanów; figur, od których prywatnie pewnie wolelibyśmy się trzymać z daleka. Psychologia daje tu pewne, niegłupie, odpowiedzi. Ale jest tu i druga część pytania: dlaczego tylu wyborcom to kompletnie nie przeszkadza?
Dawid Krawczyk, reporter, który „przejechał cały kraj śladem ostatnich kampanii wyborczych”, w swojej książce pt. „Cyrk polski” zauważa, że dziś duża część wyborców traktuje politykę jako spektakl, show, cyrk właśnie, a na polityków „szlachetnych, przyzwoitych, zgodnych” nie ma popytu.