Czytanie tej książki sprawiało mi fizyczny ból. Był to ból zębów, którymi zgrzytałam po każdych przeczytanych pięciu zdaniach. Powinni dać na nią ostrzeżenie jak na paczce fajek – czytanie powoduje niekontrolowane napady bruksizmu i grozi uszkodzeniem szkliwa. Od razu jednak dodam, żeby była jasność – dawno nie czytałam niczego, co by mnie tak wkręciło, tak zassało, że nie mogłam się oderwać, jak od kubełka z popcornem w kinie.
Dawidzie Krawczyku, autorze, choć będę zapewne w plecy po wizycie u dentysty, to z okazji lektury twego reportażu mam dużo do przodu na odcinku „poznaj tę zagadkową polską duszę”, więc krótko mówiąc, było warto, kłaniam się i dziękuję.
Polecam wobec tego serdecznie „Cyrk polski”, reporterską książkę o trzech ostatnich kampaniach wyborczych, bo wydaje mi się, że jej autor zdołał zbliżyć się do sedna polityki robionej à la polonaise, a dokonał tego trochę w duchu dokumentu Marcela Łozińskiego sprzed lat „Jak to się robi w polityce”, trochę jak w „Shitshow” u Charliego LeDuffa, i to jest doprawdy wspaniałe.
Wiosną 2019 r. Dawid Krawczyk po iluminacji, jakiej doznał podczas osobistego kontaktu z ludźmi pragnącymi zasiąść wśród publiczności programu „Studio Polska” w TVP (czyli w królestwie Magdaleny Ogórek), postanowił pojechać w trasy kampanijne ze wszystkimi ugrupowaniami politycznymi. A że sezon wyborczy szykował się jak nigdy – trzy elekcje w 12 miesięcy – to okazji do zabrania się z politykami w podróż w poszukiwaniu prawdziwego serca Polski była moc.
„Cel pozostał ten sam: dowiedzieć się bezpośrednio od wyborców, dlaczego głosują tak, jak głosują. Za co jednych polityków kochają, a drugich nienawidzą. Nie miałem żadnych ukrytych intencji, nikogo nie zamierzałem obsmarowywać, nikogo wybielać.