Od ponad roku borykamy się z pandemią. Ostatnie tygodnie to trzecia fala, najprawdopodobniej jej najcięższy moment. Porównawcze dane statystyczne pokazują, że pod względem liczby zgonów sytuacja w Polsce należy do najgorszych. Pod suchymi liczbami kryją się ludzkie tragedie. Można postawić tezę, że nasze bezpieczeństwo nie było w tak złej kondycji co najmniej od stanu wojennego, który wiązał się z wiadomym ryzykiem geopolitycznym. Polska ma od wielu już miesięcy nowego ministra w rządzie, który z oficjalnym tytułem: Szefa Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych, zasiada w gabinecie Morawieckiego w randze wicepremiera. Wydawać by się mogło, że wytężona praca na rzecz ograniczenia śmiertelnego żniwa wirusa będzie czołową misją osadzonego w tej roli Jarosława Kaczyńskiego.
Tymczasem w lutym i w marcu, kiedy wzbierała trzecia fala, prezes PiS praktycznie zniknął z życia publicznego. Wyglądało to na urlop, ale na tyle się przedłużający, że zaniepokojona opozycja zaczęła pytać o jego losy. W odpowiedzi rzecznik (partii, a nie rządu, co dość znamienne) Radosław Fogiel mówił, że Kaczyński „zajmuje się swoimi obowiązkami, spędza po kilkanaście godzin w gmachu (…) KPRM. Pracuje, wykonuje swoje obowiązki (…), nierzadko wychodzi ostatni (…) z Kancelarii Premiera. (…) Trafiają do niego projekty ustaw, rozmaite decyzje z dziedziny, która mu podlega”. Tak gęsto zwykle tłumaczy się student kiepsko przygotowany do ćwiczeń. Do tej wypowiedzi nasuwa się cały plik oczywistych pytań.
W kwietniu Kaczyński jednak wrócił ze sporym impetem. Czym się zajął, obrazują jego wypowiedzi. Były to: ataki na opozycję („rak polskiej polityki”), groźby pod adresem koalicjantów, negocjowanie wsparcia PiS przez posłów Pawła Kukiza, zmiany w podatku dochodowym i polityce prorodzinnej projektowane przez pisowski Nowy Ład – czyli narzędzie walki partii o trzecią kadencję.