Niesmak po dobrej zmianie
Andrzej Sośnierz mówi, dlaczego opuścił Zjednoczoną Prawicę
JULIUSZ ĆWIELUCH: – W partii mówią, że pan uciekł jak szczur.
ANDRZEJ SOŚNIERZ: – Skoro tak mówią, to sugerują, że okręt tonie.
A tonie?
Że tonie, to widać chyba gołym okiem. Ale ja nie zszedłem z okrętu dlatego, że tonie. Ja po prostu wsiadałem na inny okręt. Taki pod patriotyczną banderą, który miał płynąć do portu silna, niezawisła Polska. Podobało mi się, że będziemy budowali silne państwo. Podobało mi się, że politycy PiS nie wstydzili się mówić o patriotyzmie, o tym, że Polska jest najważniejsza.
U pana z tymi okrętami to jest kłopot, bo już pan pływał na kilku: od liberałów z KLD, przez PO, do Gowina. Pogubić się można w pana poglądach.
Moje poglądy od lat są takie same – prawicowe. Jestem propaństwowcem. Nie wstydzę się mówić, że jestem polskim patriotą. Właściwie to stałość poglądów ostatecznie doprowadziła do mojego odejścia ze Zjednoczonej Prawicy. Dziś w polskiej polityce jest tak, że jak człowiek ma ustalone poglądy, to nigdzie zbyt długo nie zagości. Oczekiwanie jest takie, że członek partii będzie zmieniał poglądy wraz z partią. Za komuny tak było i teraz wróciło. Jest to oczekiwanie powszechne i że tak powiem ponadpartyjne, bo dotyczy w zasadzie wszystkich formacji na polskiej scenie. Idąc do Zjednoczonej Prawicy, kuszony byłem realizacją celów zgodnych z moimi poglądami. Okazało się, że wylądowałem w jakimś socjalistycznym projekcie.
Przecież mówili, że będą rozdawali pieniądze i słowa dotrzymali.
Rozdawanie pieniędzy to nie jest trudne przedsięwzięcie. Pieniądze zawsze łatwiej się rozdaje, niż pomnaża.
Nie słyszałem, żeby pan protestował przeciwko programowi 500 plus.
Nie protestowałem. Pomijając fakt, że 500 plus nie ma nic wspólnego z dzietnością, co zresztą widać po efektach.