Kraj

Dehnel: Sen szwarccharakterów

W Polsce ziścił się – na szczęście tylko częściowo – plan rozmaitych historycznych szwarccharakterów: Apuchtina, Murawiewa, Bismarcka, Franka, Bieruta i wielu innych typów, którzy postanowili Polskę pozbawić elit. I nie chodzi tylko o konkretne przypadki mordów (na profesorach krakowskich i lwowskich czy na powstańcach styczniowych), ale o olbrzymie procesy, długotrwałe i przemyślane działania militarne, społeczne, gospodarcze.

Polska do XVIII w. nie wykształciła solidnego mieszczaństwa; miała, i owszem, sporo szlachty, ale z jej poziomem intelektualnym i etycznym rozmaicie bywało. Przez cały XIX w. Polacy mozolnie dopracowywali się kolejnych elit – i co wykształcili sobie następne pokolenie, to im to pokolenie wybijano, grabiono, zsyłano, zmuszano do emigracji. Nie chodzi tu o jakąś wąską grupkę arystokratyczno-artystyczno-profesorską, Radziwiłła, Słowackiego, Boya i kilku kolegów, ale o całą klasę społeczną, która kładzie się gdzieś w poprzek klas dawnych (włościaństwo, szlachta, magnateria), bo jest na wskroś współczesna. Chodzi o prawdziwą middle class i upper middle class, której wyróżnikiem jest nie tylko poziom finansowy, ale i intelektualno-etyczny;  zapomniane cnoty, takie jak rzetelność, rozwaga, tolerancja, patriotyzm.

Tymczasem koleje losu (a raczej maszyniści owych kolei) albo zupełnie tę grupę wygubiły (szlachtę w powstaniach, mieszczaństwo i inteligencję – częściowo w wojnach i łagrach, a częściowo, wraz z zasymilowaną inteligencją pochodzenia żydowskiego – w obozach koncentracyjnych), albo potwornie spodliły. Materialnie – przez zagarnięcie majątków, wypędzenie z domów, przesiedlenia; intelektualnie – przez tłumienie obiegu kulturalnego, cenzurę, wyrzucanie ze studiów; i wreszcie etycznie – przez świadome odgórne propagowanie chamstwa, łajdactwa i serwilizmu oraz wymuszanie awansu społecznego jednostek absolutnie do tego nieprzygotowanych.

Cała reszta to następstwa: to, że w Polsce praktycznie wygasło przekonanie, że polityka to służba państwu i społeczeństwu; to, że piętnowanie wad narodowych (co niegdyś, za czasów Skargi, Orzechowskiego, Krasickiego, uważano za przejaw patriotyzmu) nazywa się antypolonizmem, a patriotyzmem zwie się z kolei schlebianie wadom najgorszym – warcholstwu, mściwości, tępocie; to, że władze mojego kraju największych wrogów upatrują w elitach i wykształciuchach; to wreszcie, że rządzi nami zgraja chamów i prostaków – wszystko to zawdzięczamy Frankowi, Apuchtinowi, Bierutowi, Bismarckowi, Murawiewowi i kolegom. Obawiam się, że im się udało – mam tylko nadzieję, że przejściowo.

Jacek Dehnel
poeta, pisarz, tłumacz

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dyrektorka odebrała sobie życie. Jeśli władza nic nie zrobi, te tragedie będą się powtarzać

Dyrektorka prestiżowego częstochowskiego liceum popełniła samobójstwo. Nauczycielka z tej samej szkoły próbowała się zabić rok wcześniej, od miesięcy wybuchały awantury i konflikty. Na oczach uczniów i z ich udziałem. Te wydarzenia są skrajną wersją tego, jak wyglądają relacje w tysiącach polskich szkół.

Joanna Cieśla
07.02.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną