Motto: „Polityka nie jest sferą wolności, lecz sferą konieczności. Sferą wolności jest kultura”. Autor: Pan Premier.
Nabzdyczenie władzą i nabzdyczenie brakiem władzy. Połowa ludności nabzdycza się i nie głosuje. Druga połowa nabzdyczonej ludności demokratycznie wybiera nabzdyczonych przedstawicieli nakręcających spiralę nabzdyczenia.
Polskie wszechnabzdyczenie wkładem do dziedzictwa Europy (w której przecież byliśmy w sumie zawsze...).
Kwitnie starannie pielęgnowana narodowa wspólnota nabzdyczonych. Wkrótce nienabzdyczeni będą wskazywani i piętnowani. Wkrótce izolowani i przymusowo nabzdyczani. Nabzdyczone mścicielstwo zapanuje nieodwołalnie, zastępując panującą w poprzedniej RP nabzdyczoną gnuśność.
Nowi nie są w stanie wymyślić nic poza wypożyczonym nabzdyczeniem, więc zmieniają wektor i jadą na cudzesach. Efekt jest ten sam. Menedżeria nabzdyczona mamoną, politycy zapleczem nabzdyczeni. Ludzie z parteru też chcą coś osiągnąć paradoksalnie i nabzdyczają się nieszczęściem swym do imentu.
Tak potrzebna klasa średnia nabzdycza się powyżej średniej, intensywnie aspirując. Drożdże narodu rosną jak nabzdyczone.
Nauczyciele nabzdyczą nieco historię i do wierzenia dziatwie podadzą. Ochotnie poniosą ten kaganiec, albowiem swojskim jest do bólu, słodkim znaczy.
Skala polskiego nabzdyczenia jest... no, wręcz, a nawet wprost PORAŻAJĄCA jest. Kto za tym stoi, proszę Państwa? Jak to, kto? Pan, pani – społeczeństwo.
To są oczywiście takie uwagi estetyczne, żenująco w poprzek omijające najistotniejsze fronty tej wprost Bitwy O wprost Polskę.
A co do tego motto?
Ano, pozwalam sobie tak rzucać myśli o papier, dopóki Pan Premier nie zmieni drugiego zdania. Bo wiem, że pierwszego nie zmieni nigdy. Najwyżej inaczej zdefiniuje konieczność.
Jan Klata
reżyser teatralny