Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Inkwizycja weterynaryjna

Bogdan Szydeł, który pięć lat temu uratował dziki od pewnej śmierci. Bogdan Szydeł, który pięć lat temu uratował dziki od pewnej śmierci. Marek Dembski/BRAK
Dziki, wychowane na butelce przez braci Leszka i Bogdana Szydełów, żyły sobie spokojnie na podwórku gospodarstwa w Lutowie w województwie kujawsko-pomorskim.

Tadzio i Danusia, dwa dziki osierocone przez matkę i wychowane na butelce przez braci Leszka i Bogdana Szydełów, żyły sobie spokojnie, na podwórku gospodarstwa w Lutowie w województwie kujawsko-pomorskim. Teraz na dziki wydano wyrok śmierci. Po pięciu latach dowiedziała się o nich Inspekcja Weterynaryjna i uznała, że należy je zlikwidować. Stanowią zagrożenie epidemiczne (ASF), chociaż nigdy w lesie nie były i nie opuszczały swojego podwórka. Egzekucja miała się odbyć 26 kwietnia i tylko obecność dziennikarza „Faktu” sprawiła, że towarzyszący powiatowej inspekcji weterynarii mężczyzna uzbrojony w broń Palmera (do usypiania na odległość dzikich zwierząt) schował karabin do samochodu. A dziki, jak zwykle, podchodziły do ludzi, domagając się głaskania. Najbardziej lubią po brzuchu: wywalają się na plecy, by je drapać.

Od kilku tygodni cała rodzina żyje w napięciu. Zwłaszcza Bogdan Szydeł, który pięć lat temu uratował dziki od pewnej śmierci. Jako naganka uczestniczył w polowaniu i widział, jak myśliwi zabijają lochę, nie bacząc na to, że karmi kilkudniowe warchlaki. Wrócił do lasu, znalazł puste gniazdo, jeszcze ciepłe. Młode uciekły, jak go usłyszały. Następnego dnia wrócił z bratankami, synami Leszka. Małe osłabły, leżały w pustym gnieździe, czekając na matkę; całą piątkę zabrał do domu. Bogdan i Leszek karmili je co dwie godziny. Pojedynczo, ale te, które były następne w kolejce, tak się pchały, że nie dawali rady, więc Bogdan złączył taśmą butelki. W jednej ręce miał trzy, w drugiej dwie. Jadły jednocześnie, szło sprawniej. – Były poranione przez psy myśliwskie – opowiada Bogdan. Najbardziej Tadzio, który miał pokąsany cały zad, a maleńkie jąderka zwisały poza moszną. Musiał dokonać kastracji, potem obmył wszystko płynem dezynfekcyjnym i kupił antybiotyk dla świń w zastrzykach; Tadzio się wygoił.

Polityka 23.2021 (3315) z dnia 31.05.2021; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 7
Reklama