Dla międzynarodowej społeczności LGBT+ czerwiec to zwyczajowo „miesiąc dumy”, czas celebrowania swojej seksualnej tożsamości, upominania się o prawa i wolności tam, gdzie wciąż są one ograniczane (z ang. Pride Month). Parady równości nawiązują do zamieszek w Stonewall na nowojorskim Manhattanie z 1969 r. Fala demonstracji była wtedy punktem zwrotnym w walce o status osób LGBT+ w Ameryce. I w Polsce czasem się słyszy, że potrzeba analogicznego wydarzenia, żeby los mniejszości seksualnych wreszcie się poprawił. Na razie większych powodów do dumy nie ma.
W dorocznym rankingu ILGA-Europe zajmujemy ostatnie miejsce w całej Unii jako kraj najbardziej homo- i transfobiczny. W połowie maja RPO Adam Bodnar w piśmie do marszałków województw podkarpackiego, świętokrzyskiego, łódzkiego, lubelskiego i małopolskiego pytał, „jakie działania podjęli, by mieszkańcy nie stracili dostępu do środków z powodu dyskryminujących uchwał przyjętych przez niektóre samorządy”, i przypomniał, że gminom, które przyjęły uchwały anty-LGBT, grozi utrata unijnych grantów i funduszy norweskich.
Swoją drogą Norwegowie ze „stref wolnych od LGBT” właśnie zakpili – tamtejszy oddział Amnesty International przygotował wirtualną symulację, w której akronim LGBT można podmienić na „leworęczność”, „śmiech” czy „chodzenie do tyłu”. „Witajcie w Polsce, krainie absurdów” – można przeczytać. Widmo utraty pieniędzy podziałało – kilka gmin wycofało się z uchwał, w tym Kraśnik, a ostatnio Przemyśl, gdzie pod koniec maja rada miejska uchyliła w całości oświadczenie „wyrażające sprzeciw wobec promocji i afirmacji ideologii tak zwanych ruchów LGBT”. Prezydent miasta Wojciech Bakun tłumaczył, że takie stanowisko szkodzi wizerunkowo i ma konsekwencje finansowe.