Rocky III – tak w PiS prześmiewczo nazywają Borysa Budkę. Dlaczego? – Bo w rok i trzy miesiące rozłożył Platformę – tłumaczy jedna z posłanek PO, której to określenie bardzo się podoba. Rozczarowana sytuacją w partii oraz jej marnymi notowaniami (rzędu kilkunastu procent), jak mówi, od dłuższego czasu „czeka na cud”. I ostatnio – podobnie jak wielu innych platformersów – zaczęła odzyskiwać nadzieję. A wszystko za sprawą Donalda Tuska, który kolejny raz wywołał falę spekulacji o swoim powrocie do polskiej polityki.
Były przewodniczący w rocznicę wyborów czerwcowych wystąpił w porannym programie TVN 24; mówił o polityce PiS („to jest mentalność trochę bolszewicka”), ale też o opozycji i samej PO. I zadeklarował, że jest „gotów zrobić wszystko, by Platforma nie przeszła do historii”. Enigmatycznie odpowiedział na pytanie, czy to oznacza, że wraca do polskiej polityki, ale też dodał, że „emocjonalnie, mentalnie i życiowo jest gotów podjąć pewną decyzję, żeby odwrócić ten niebezpieczny dla Polski zbieg zdarzeń”. Media społecznościowe błyskawicznie zalały setki komentarzy. Reakcja prawicy była do przewidzenia – hejt i obelgi; ale i Lewica nie zaskoczyła, drwiąc z Tuska lub przekonując, że jego czas już minął. Za to w Platformie nadzieje jednych mieszały się z konsternacją drugich.
Starsi działacze – odsunięci na boczny tor przez rządzących teraz partią „młodych” – uznali, że były przewodniczący wraca i zamierza narzucić kurs chyboczącej się Platformie (pisali o „powrocie króla” i o tym, że Tusk wie, jak wygrywać z Kaczyńskim). Za to „nowa energia” – jak niektórzy w PO szyderczo nazywają obecne partyjne władze – wpadła w popłoch.