Rząd stosuje metodę kija i marchewki, by nakłaniać Polki do macierzyństwa i zatrzymać zapaść demograficzną. A mimo to w ubiegłym roku urodziło się o 20 tys. mniej dzieci niż w rok wcześniej. W zestawieniu krajów według współczynnika dzietności Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc na świecie. Marchewka, czyli transfery finansowe w rodzaju 500+, nie działa. A kij, czyli ograniczanie dostępu do antykoncepcji i brutalne restrykcje dotyczące przerywania ciąży, jest przeciwskuteczny.
Według najnowszych badań wykonanych przez firmę SW Research i agencję Garden of Words aż 55 proc. kobiet uważa, że Polska nie jest dobrym krajem, by zakładać rodzinę i realizować się w macierzyństwie. Ważny jest dla nich rozwój zawodowy, dostęp do dobrej pracy i niezależność finansowa. Ten trend widać już od lat. Od lat też w podobnych badaniach wyraźne są powody, dla których Polki powstrzymują się z decyzją o macierzyństwie. To niepewność ekonomiczna, obawa, że po urodzeniu dziecka będą miały trudności z powrotem do pracy, i brak systemowego wsparcia dla rodziny, m.in. trudności z dostępem do żłobków i przedszkoli. Tylko co dziesiąte dziecko w Polsce ma szansę na miejsce w żłobku. Aż dwie trzecie gmin nie ma w ogóle takich placówek.
W badaniu SW Research jako jeden z takich powodów kobiety (ok. 37 proc.) wskazywały także ograniczenie podstawowych wolności obywatelskich. 30 proc. deklarowało, że nie decyduje się na dziecko z powodu braku dostępu do legalnej aborcji w przypadku wykrycia ciężkich wad płodu. Widoczny zaczyna być jeszcze jeden czynnik, zwłaszcza u najmłodszego pokolenia Polek świadomych wpływu działań człowieka na środowisko: nie chcą, by ich dzieci cierpiały z powodu zmian klimatycznych. Już blisko 10 proc. wskazuje to jako przyczynę rezygnacji z macierzyństwa.