Mapa rozmieszczenia różowych skrzyneczek w kraju jest, nomen omen, cała czerwona – pojawiają się wszędzie, w szkołach, urzędach, siedzibach rozmaitych fundacji i organizacji, a nawet w instytucjach kultury i kawiarniach. O co chodzi? O zawartość. W skrzyneczkach umieszczono udostępniane bezpłatnie środki higieniczne dla kobiet. Podpaski, tampony, kubeczki menstruacyjne, chusteczki nawilżające, po które w razie potrzeby można sięgnąć. Skrzyneczki można też samodzielnie doposażać. Pomoc skierowana jest głównie do uboższych kobiet, także bezdomnych, niekiedy zmuszonych wybierać: własna higiena intymna czy posiłek dla siebie albo dziecka. A także do nastolatek i tych osób, które zwalniają się z lekcji i pracy, bo nie mają pod ręką podpaski.
Tzw. ubóstwo menstruacyjne to kryzys w Polsce rzadko nagłaśniany, a obecny. Tak się go właśnie definiuje: to ograniczony z powodów finansowych dostęp do środków higieny intymnej. W polskich toaletach publicznych – również szkolnych – też ich zwykle nie ma. Tymczasem jak szacuje Adrianna Klimaszewska, jedna z inicjatorek akcji, kobiety menstruują 350–480 razy w ciągu życia, czyli w sumie od siedmiu do dziewięciu lat. Z raportów na ten temat wynika, że na 1,9 mld osób miesiączkujących na świecie aż 500 mln może nie mieć dostępu do środków higieny, zwłaszcza w sytuacjach nagłych, jak wojna (wtedy pomaga UNICEF; podpaska to obok latarki i gwizdka bezpieczeństwa podstawa takiego wyposażenia). W 2020 r. Szkocja jako pierwsza wprowadziła bezpłatne środki higieny menstruacyjnej, i to ustawowo (obowiązek spoczywa na lokalnych władzach).
W XXI w. nie tylko ubóstwo menstruacyjne, ale i wstydliwe słowo na M – jak miesiączka – to wciąż silne tabu. I różowe skrzyneczki bywają celem hejtu. – Kobiety szydzą, że chętnie skorzystają, jeśli znajdą tam dobrej jakości lakiery do paznokci.