Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Sądy na aby-aby

© Sławomir Kamiński, AG © Sławomir Kamiński, AG
Wprowadzone na chybcika sądy 24-godzinne to w istocie sądy przyspieszonego ryzyka.
Prócz podwyższenia kar, sądy 24-godzinne są sztandarowym pomysłem PiS na poprawę bezpieczeństwa obywateli. Miały zacząć działać od 1 lipca ub. roku. Ruszają dopiero teraz, a na dodatek mimo tego opóźnienia wprowadzono je na chybcika, niczym byle prowizorkę. Dość powiedzieć, że rozporządzenia wykonawcze zainteresowani – w tym sędziowie – poznali dopiero parę dni temu. Miały pozwalać na ukaranie sprawców drobniejszych przestępstw (m.in. prowadzenia pojazdów po pijanemu oraz tzw. występków chuligańskich i innych, których sprawców ujęto na gorącym uczynku) w ciągu ledwie doby. W rzeczywistości procedura będzie dłuższa – może potrwać nawet 72 godziny (o ile sąd nie zarządzi 14-dniowej przerwy w procesie). Ewentualna apelacja – a te wedle prawników będą częste – ma być rozpoznana w ciągu miesiąca.

Co może jednak najważniejsze: wymierzenie sprawiedliwości polega nie tylko na wydaniu wyroku, ale też na jego wyegzekwowaniu. Tymczasem zakłady karne w Polsce już są przepełnione i nie jest jasne, skąd i jak znajdą się nagle cele dla skazanych w spectrybie. Młodzi bandyci po procesie będą więc – jak do tej pory – wracać na swoje osiedla i śmiać się wśród kumpli z nieskutecznego wymiaru sprawiedliwości. Dodatkowym powodem do kpin będą sędziowie, którzy by wydać wyrok, musieli zarwać wolny weekend.


WIĘCEJ
Reklama