Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Sport 2.0

No i w końcu mamy igrzyska!

Odkąd sięgam pamięcią, co 4 lata część wakacji spędzałam przy dostępnym akurat telewizorze – najpierw po to, by oglądać ceremonie otwarcia, potem ulubione zmagania na stadionie i na pływalniach i wreszcie ceremonie zamknięcia, uruchamiające we mnie pokłady nostalgii. Ze wszystkich tych imprez śledzonych przez lata najlepiej pamiętam ceremonię otwarcia igrzysk w Barcelonie w 1992 r., którą oglądałam w leśniczówce na Kaszubach, gdzie spędzaliśmy z rodzicami całe lato. Cóż to były za igrzyska! Już nigdy nie będzie takiego lata, chciałoby się rzec za poetą, bo doprawdy – nie mogło go być już nigdy! Były to igrzyska, których hymnem uczyniono pieśń „Barcelona” zaśpiewaną 4 lata wcześniej w duecie przez Montserrat Caballé i zmarłego na AIDS rok przed igrzyskami Freddiego Mercury’ego. Pamiętam czarno-biały telewizor w dużym pokoju pana leśniczego, na którym oglądaliśmy przez ponad 3 godziny pompatyczną ceremonię otwarcia, którą razem z nami oglądały 3 mld ludzi na całym świecie.

Uroczystość była absolutnie niezwykła i całkowicie niepowtarzalna, bo wzięły w niej udział reprezentacje narodów, które właśnie uzyskały suwerenność po upadku ZSRR i po rozpadzie Jugosławii, bo Niemcy szły już zjednoczone, a Czechosłowacja szła razem po raz ostatni w dziejach, bo południowoafrykańskiej reprezentacji – po raz pierwszy mieszanej rasowo – machał z trybuny honorowej uwolniony z więzienia Nelson Mandela. Był to świat wielkiej zmiany, świat w trakcie przepoczwarzania się, wyłaniania się zupełnie nowego porządku, ubrany w oficjalne stroje reprezentacji, roześmiany, pełen wiary w sens zmian, dudniący „Odą do radości” zaśpiewaną przez chór i najlepsze operowe głosy Hiszpanii, a jednak już zraniony wojną w Jugosławii, już pokazujący mroczne oblicze zmian.

Polityka 32.2021 (3324) z dnia 03.08.2021; Felietony; s. 89
Reklama