Naciągana prawnie, nachalna „reasumpcja” głosowania, do której doszło tuż przed przyjęciem przez Sejm ustawy „lex TVN”, niby nie powinna zaskakiwać, bo wiemy, jak PiS traktuje Sejm, a jednak… Manipulacja regulaminem Sejmu była tak oczywista, kupowanie brakujących głosów tak ostentacyjne, że nawet formalny rozpad rządzącej Polską od 6 lat Zjednoczonej Prawicy zszedł na drugi plan. PiS nagle uświadomił swoim rywalom i ogółowi wyborców, że żaden wynik głosowania nie jest święty, że partia władzy nie uznaje przegranej, że może sięgnąć po dowolne triki, żeby ogłosić zwycięstwo. Czyżbyśmy dostali zapowiedź sfałszowania wyborów parlamentarnych, a w każdym razie nieuznania ich wyników? Wielu komentatorów tak właśnie odczytało ten przekaz dnia.
Do tej pory obawy przed jawnym wyborczym przekrętem PiS pojawiały się rzadko; bo że PiS łamie konstytucję i standardy demokratyczne – to wiadomo; że zrobi wszystko, aby w kampanii opozycja nie miała równych szans – to oczywiste; ale sam akt głosowania? – nawet Orbánowi nie zarzucano „kradzieży wyborów”. Ba, ustrój, który w Polsce buduje Kaczyński, ma nawet w politologii swoją nazwę: autorytaryzm wyborczy, czyli taki, w którym niedemokratyczna władza, wykorzystując różne instrumenty prawne, finansowe, propagandowe, stara się zdobyć większościowe poparcie, formalny demokratyczny mandat. Tak jest w Rosji, Turcji, Iranie i dziesiątkach innych, mniej lub bardziej opresyjnych, satrapiach.
W Polsce rządzonej przez PiS żadne wybory nie były równe, ale też ich nie sfałszowano. Zanosiło się na to w tzw. wyborach kopertowych, ale jak wiemy, dzięki Jarosławowi Gowinowi, plan nie wypalił. To zresztą żałosne, że Andrzej Duda, z obrażoną miną, odmówił spotkania odbierającemu dymisję wicepremierowi Gowinowi.