Komu leży na sercu dobro planety, ten po publikacji najnowszego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu ONZ (IPCC) popadł pewnie w minorowy nastrój. Do tego polski Sejm przyjął nazajutrz ustawę „o szczególnych rozwiązaniach związanych ze specjalnym przeznaczeniem gruntów leśnych”, pozwalającą na zamianę terenów pod zarządem Lasów Państwowych na dowolną „inną nieruchomość”. W szlachetnym celu, rzecz jasna, jak „wsparcie rozwoju nowych technologii”, projektów dotyczących „energii, elektromobilności lub transportu” czy „poprawa jakości powietrza” (sic!). Dlatego nowe przepisy zyskały przydomek „lex Izera”. Zakrawa na ponury żart: chcemy aut elektrycznych, bo są przyjazne dla środowiska, ale mają powstać kosztem… środowiska.
Organizacje działające na rzecz klimatu wzywają prezydenta do weta. Pilniejsze są systemowe zmiany zmierzające w odwrotnym kierunku niż wycinka drzew; recykling we własnym mieszkaniu, praktyki zero waste i uprawa domowych kompostowników. Swoje zadanie do wykonania mają też producenci żywności, bo cały ten złożony proces – od hodowli przez uprawę po transport – generuje olbrzymie ilości CO2 (to nawet 30 proc. globalnych emisji) i metanu. O wylesianiu gruntów pod owe uprawy czy hodowle nie wspominając.
Tylko jak sprawdzić, czy dana firma rzeczywiście troszczy się o klimat, a nie tylko to deklaruje? Jest pomysł, żeby produkty odpowiednio znakować, uczciwie informując, jaki zostawiają ślad węglowy. Etykieta „Carbon Neutral” to przy okazji komunikat, że zużycie CO2 itp. zostało przyrodzie zrekompensowane. I tak na przykład Unilever, gigant produkujący m.in. herbatę Lipton czy kosmetyki Dove, ma zamiar oznaczyć w ten sposób 70 tys.