Najbardziej konkretny był jak dotąd burmistrz warszawskiej dzielnicy Bielany Grzegorz Pietruczuk. To on jako pierwszy – tuż po ogłoszeniu przez premiera Morawieckiego, że Polska ma zamiar wysłać do Kabulu samolot, aby ewakuować stamtąd afgańskich współpracowników polskich żołnierzy oraz ich rodziny – umieścił w internecie swój list do prezydenta Warszawy. Apelował w nim o udzielenie pomocy uchodźcom, deklarując jednocześnie, że z dzielnicowych zasobów może zaoferować pięć mieszkań dla potrzebujących rodzin, a także zapewnić im wsparcie prawne i pomoc materialną. W ślad za nim poszli inni samorządowcy – m.in. prezydenci Gdańska i Sopotu Aleksandra Dulkiewicz oraz Jacek Karnowski.
Sopot już wcześniej starał się pomagać uchodźcom. W grudniu 2016 r. prezydent Karnowski wystosował list do premier Beaty Szydło z deklaracją przyjęcia dziesięciorga dzieci z syryjskiego Aleppo. Otrzymał wówczas odpowiedź, że taka operacja mogłaby stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Polaków. Obecnie w Sopocie przebywa grupa 30 Białorusinów. Koszty ich pobytu pokrywa miasto. Teraz Karnowski zachęca, aby każdy samorząd w Polsce przyjął choć jedną afgańską rodzinę. To, jego zdaniem, wystarczyłoby, aby bez problemu pomóc wszystkim potrzebującym.
Bez współpracy i chęci ze strony rządu deklaracje przyjęcia uchodźców płynące od samorządów na niewiele jednak mogą się zdać. Całość polityki migracyjnej, w tym również procedur związanych z przyznawaniem statusu uchodźcy, spoczywa bowiem na władzach centralnych. A samorządowcy wciąż pamiętają 2015 r. Z ich strony wszystko było wówczas gotowe, by sprowadzić ok. 7 tys. uchodźców, których Polska zobowiązała się przyjąć w ramach ustalonych przez UE mechanizmów relokacji i przesiedleń – znane były liczby osób, które miały trafić do poszczególnych gmin, wyznaczone były budynki do ich ulokowania.