W maleńkiej wiosce Usnarz Górny (gm. Szudziałowo), gdzie od połowy sierpnia na polsko-białoruskiej granicy ciągle przebywają uchodźcy, już w czwartek przed północą nie było żadnych kamer ani dziennikarzy. Na wjeździe do wsi stoi patrol policji legitymujący każdego obcego, który próbuje się zbliżyć, i uprzedzający o konsekwencjach w razie nieopuszczenia terenu przed godziną 24. Jakich konsekwencjach? Policjant do końca nie potrafi powiedzieć. Pod znakiem z nazwą miejscowości wisi już dodatkowa tablica: „Obszar objęty stanem wyjątkowym”. Kilkoro aktywistów związanych z fundacją Ocalenie pakuje do samochodu krzesła i plecaki.
Ostatnie trzy tygodnie spędzili tu, w miasteczku namiotowym na polu, na bezskutecznych próbach pomocy 32 osobom uwięzionym pomiędzy białoruskimi i polskimi pogranicznikami. Razem z nimi o dostęp do tych osób, podanie im leków, ciepłych ubrań, wody i jedzenia – prosili lekarze, prawnicy, posłowie i wolontariusze z całej Polski. Teraz w obozie nie ma już nikogo. Swoje ostatnie słowa pożegnania do uchodźców aktywiści wykrzyczeli chwilę wcześniej, jak zawsze za pośrednictwem tłumacza, przez megafon. „Przepraszamy, ale musimy stąd zniknąć, trzymamy za was kciuki, będziemy nadal starali się wam pomóc”. Z odległości około dwustu metrów, z ciemności, padło ledwo słyszalne: „Dziękujemy!”.
Członkowie fundacji nie chcą żadnej konfrontacji ze służbami, swój obóz opuszczają pokojowo, odchodząc w górę błotnistą drogą, mijani przez dowożonych na granicę autobusami policjantów.
Wieś na zmianę warty nie patrzy. W ciemnych oknach położonych przy drodze domów migają jedynie światła z telewizorów. Akurat trwają eliminacje do mistrzostw świata w piłce nożnej. Polska gra z Albanią – to pierwszy od 652 dni mecz na Stadionie Narodowym, którego status szpitala covidowego tymczasowo został zawieszony.