JACEK ŻAKOWSKI: – Szkoła szkodzi?
MIKOŁAJ MARCELA: – Bardzo.
Komu?
Uczniom, społeczeństwu, demokracji, światu. Ale ostatnio może trochę mniej, bo pandemia na szczęście w szkołę też uderzyła.
Na czyje szczęście?
Przede wszystkim uczniów, którym oszczędziła przynajmniej części cierpień. Zaczynając od tego, że wielu zamiast o 6.00 czy 7.00 rano, mogło wstawać parę minut przed ósmą.
To ma być cierpienie?
To przemoc od dwustu lat powszechnie zadawana dzieciom i młodzieży. A dziś jest to przemoc stosowana kompletnie irracjonalnie – wbrew naukowej wiedzy o ludzkim chronotypie. Dla nastolatków, którzy ze względów rozwojowych są przeważnie sowami, to jest po prostu szkodliwe. Badacze z Oxfordu policzyli, że z powodu zaczynania nauki o 8.00 młodzi ludzie tracą 10 godzin snu tygodniowo, co sprzyja między innymi stałemu rozdrażnieniu, depresji i nadciśnieniu.
Wiele osób zaczyna pracę o 8.00 lub wcześniej.
Dla sów to zawsze jest problem, ale wśród dorosłych jest ich 10 proc., a wśród nastolatków – większość. Nauka od 8.00, czyli dla nich niemal w środku nocy, jest działaniem przemocowym, które zostawia ślady na całe życie. Bo w okresie najbardziej intensywnego rozwoju taki deficyt snu – jak pokazują badania – zmniejsza zdolności poznawcze nawet o 60 proc. Z innych badań wiemy, że na pierwszych lekcjach, które się zaczynają o 8.00, ze swoich możliwości może w pełni korzystać tylko kilkanaście procent uczniów. Reszta bezpowrotnie traci szanse rozwojowe. Gdyby – jak postuluje Amerykańskie Towarzystwo Pediatryczne – lekcje, zwłaszcza w szkołach średnich, zaczynały się o 10.00, wielu tak zwanych niezdolnych uczniów okazałoby się uczniami zdolnymi albo przeciętnymi.