Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Kocham cię jak Irlandię

Jak wiadomo, prawo do opowiadania antysemickich dowcipów mają wyłącznie Żydzi. Analogicznie zatem – przyznaję sobie prawo, by rechotać na temat Śląska.

Ale że, niestety, na dowcipy mnie obecnie nie stać, bo nic mnie na Śląsku nie śmieszy, przeciwnie – gdy patrzę w stronę południa ogarnia mnie solidne przygnębienie, to zamiast się pośmiać, będę narzekać.

Jednak najpierw anegdotki pozornie niezwiązane z Wyżyną Śląską. Będzie teraz o Shanie Mac Gowanie – irlandzkim artyście o aparycji i uroku najstraszniejszego żula spod budki z piwem, liderze The Pogues, zespołu, który wziął swoją nazwę od zangielszczonego irlandzkiego sformułowania Pogue Mahone (irl. Póg mo Thóin), co dokładnie znaczy „pocałuj mnie w dupę” i nieco nam mówi o tych ludziach, jeślibyśmy o nich wcześniej nie słyszeli.

Artystę owego ujrzałam na żywo wiele lat temu w Budapeszcie na scenie, na którą wtoczył się kompletnie pijany, mówiąc niewyraźnie: „Wspaniale być znów w Carnegie Hall”, po czym się przewrócił i został wyprowadzony ze sceny na dłuższą chwilę, podczas której przywykły zapewne do takich sytuacji gitarzysta ratował występ spektakularnymi skocznymi solówkami. Gdy jednak już ocucony Mac Gowan powrócił na budapeszteńską scenę, koncert, który dał ze swoim zespołem, wyrywał z butów. Pragnęłam biec boso po zielonych wzgórzach z koniczyną we włosach.

Przypomniałam sobie tamtą energię, gdy zobaczyłam ostatnio film dokumentalny o nim: „Crock of Gold: kilka kolejek z Shane’em Mac Gowanem”. To oczywiście kronika wzlotu i upadku i historia o strasznym alkoholizmie, ale również niesamowita opowieść o kulturotwórczej roli muzyki popularnej. Nie bez powodu drugim najczęściej wymienianym w tym filmie człowiekiem jest Brendan Behan, irlandzki poeta i dramatopisarz, z zawodu malarz pokojowy, republikanin i członek IRA, który za swoje zaangażowanie polityczne trafił do więzienia już w bardzo wczesnej młodości.

Polityka 38.2021 (3330) z dnia 14.09.2021; Felietony; s. 95
Reklama