Polski Czerwony Krzyż musi natychmiast przystąpić do działania na pograniczu polsko-białoruskim, nieść pomoc humanitarną przechodzącym do Polski i poszukiwać zaginionych – uważają uczestnicy ostrzegawczego strajku okupacyjnego w centrali PCK. – Żądamy partnerstwa takiego, jakie jest na Litwie między Litewskim Czerwonym Krzyżem a tamtejszą strażą graniczną – mówi Rafał R. Suszek z komitetu protestacyjnego.
Prezes PCK Jerzy Bisek funkcję pełni od 25 września i rozkłada ręce: – Możemy zrobić tyle, na ile pozwalają przepisy prawa oraz nasze możliwości operacyjne. Zwróciliśmy się do rządu o prawo stałego wejścia do potrzebujących, dwukrotnie do Usnarza Górnego i raz na obszar objęty stanem wyjątkowym. Dwukrotnie nam odmówiono, czekamy na odpowiedź na trzeci list. MSWiA nie chce kogokolwiek z zewnątrz na obszarze objętym stanem wyjątkowym, twierdzi też, że grupa w Usnarzu znajduje się po białoruskiej stronie. PCK prowadzi rozmowy z ministerstwem o uzyskanie zgody na wejście do placówek, w których przebywają rodziny migrantów z dziećmi. Prezes Bisek jest przekonany, że PCK zgodę niebawem otrzyma i objaśnia, że takie postępowanie jest zgodne z czerwonokrzyskimi zasadami. W przypadku konfliktu zbrojnego czy katastrofy naturalnej ruch niesie pomoc za zgodą walczących stron albo kierującego akcją ratunkową, inaczej działa na zapleczu.
Równolegle protestujący – którzy zakładają, że sytuacja ma charakter starcia hybrydowego – zwrócili się z apelem do Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Genewie, organizacji zajmującej się wyłącznie sprawami związanymi z konfliktami. Odpowiedzi jeszcze nie dostali.
Stanowisko zajęła z kolei regionalna delegatura Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca: – Uznała postulaty protestujących za nie do przyjęcia, bo wychodzą poza kompetencje PCK – mówi prezes Jerzy Bisek.