Jest kimś więcej niż tylko medialnym autorytetem, aktywnym komentatorem rzeczywistości, kolejnym tokującym profesorem. Jego narracje bywają bowiem równie istotne, jak osoba narratora. Czyli to, jak się Matczak nosi, w jaki sposób mówi, skąd pochodzi i kim jest. Owszem, niektórym wydaje się irytujący, szczególnie teraz często wypomina mu się arogancję i zadufanie. Ale zarazem wychował sobie całkiem spore grono fanów, dla których stał się punktem odniesienia, symbolem niezgody na obecną rzeczywistość. Nieprzypadkowo już dwa lata temu w kręgach „ludu koderskiego” chętnie przymierzano go jako kandydata na prezydenta, a sam Matczak – najwyraźniej niewykluczający takiej opcji – miał nawet badać grunt w rozmowie w cztery oczy z ówczesnym szefem PO Grzegorzem Schetyną.
Chociaż dopiero sukces syna Michała – czyli rapera Maty; dziś to najgorętsze nazwisko w branży muzycznej – wyniósł profesora na wyższe piętro rozpoznawalności. Ze wszystkimi tego konsekwencjami, bo z jednej strony udało mu się wyjść ze swoim przekazem poza społeczność zdeklarowanych obrońców demokracji, a z drugiej – wystawił się na recenzje ze strony osób i środowisk, którym starszy z Matczaków był do tej pory obojętny.
Jego wizerunek został ostatnio mocno pokiereszowany. Za sprawą niedawno wydanej książki „Jak wychować rapera. Bezradnik”, która wywołała lawinę komentarzy, a często też drwin w mediach społecznościowych. Na które Matczak być może z nadmierną gorliwością zaczął odpowiadać, co dalej już tylko nakręcało spiralę szyderstwa.
Koktajl w kisielu
Zaczął poeta Jacek Podsiadło tyleż kpiarskim, co dosadnym felietonem w „Tygodniku Powszechnym”. Pod mówiącym wszystko tytułem „Rapcio i ojcio”, i napisanym dokładnie tak, aby zabolało.