Słupki na fali
Rząd przegrywa z koronawirusem. A wystarczyłyby rozwiązania na wzór francuski
Jesienna fala zakażeń wywołanych SARS-CoV-2 wystrzeliła, zanim wprowadzono zapowiadane latem obostrzenia dla najbardziej zagrożonych regionów i tych, w których zaszczepiło się najmniej osób. Miał być powrót do żółtych i czerwonych stref oraz udogodnienia dla w pełni zaszczepionych obywateli.
Porażka rządu na każdym froncie wojny z covid
Restrykcje te rzeczywiście miałyby sens, w momencie gdy województwa wschodnie i południowe zaczęły sygnalizować wzrost zakażeń, ale dziś stanowią one już połowę spośród notowanych ponad 5 tys. dziennie i w najbliższym czasie wirus rozniesie się po całym kraju. Prognozy Ministerstwa Zdrowia okazały się niewiele warte, podobnie zresztą jak zachęcanie obywateli do szczepień, walka z fake newsami, a wcześniej przechwałki premiera Morawieckiego, że jesteśmy prymusami w walce ze skutkami pandemii.
Właściwie na każdym froncie tej wojny – jeśli trzymać się militarnych porównań – rząd poniósł porażkę i każdą bitwę przegrywa: z antyszczepionkowcami, politykami z własnych szeregów kwestionujących pandemię, wreszcie z wirusem, który nie daje za wygraną. Podczas gdy premier Nowej Zelandii zapowiedziała przywrócenie swobód, dopiero kiedy uodpornionych zostanie 90 proc. obywateli (którzy mogą przyjąć szczepionkę), w Polsce nie wprowadzono lub nie egzekwuje się ograniczeń przy wyszczepieniu zaledwie 52 proc. populacji.
Covid-19. Dlaczego rząd Morawieckiego zwleka?
A wystarczyłyby rozwiązania na wzór francuski: obowiązkowe certyfikaty covidowe dla podróżujących pociągami, przy wejściu na imprezy sportowe, do kina, teatru, restauracji, a nawet kościołów. Większość ekspertów nie rozumie, dlaczego rząd zwleka z wprowadzeniem takich restrykcji, ale odpowiedź wydaje się prosta – obostrzenia te powinny mieć oparcie w ustawie, a głosowanie nad nią pokazałoby brak poparcia w szeregach Zjednoczonej Prawicy, gdzie jest wielu propandemików i osób utrzymujących ścisły kontakt z antyszczepionkowym elektoratem.