Tomasz Walczak zachęca czytelników se.pl do buntu: „Cud gospodarczy, o którym zapewniał niedawno prezes NBP, jeśli nawet istniał, już się skończył. Lata beztroski i przekonania wielu z nas, że życie, by zacytować klasyka, stało się lepsze, życie stało się weselsze, odchodzą w niepamięć. Zwłaszcza dla mniej majętnych Polaków, w których inflacja i krocząca za nią drożyzna uderzają z wyjątkową mocą. Nie wiem, jak PiS ma zamiar przetrwać ten okres, bo uderzenie w kieszenie nas wszystkich podważy wiarę w rządy nawet najbardziej wyrozumiałych dla partii Kaczyńskiego wyborców. Kilka lat dobrej koniunktury, która jej poparcie budowała, kończy się równie szybko jako poczucie stabilności materialnej większości z nas. Przesilenie polityczne wisi więc w powietrzu, a trzecia kadencja PiS stoi pod wielkim znakiem zapytania”.
Takim optymistą nie jest Cezary Michalski (wiadomo.co), który tłumaczy: „Tam, gdzie pacjenci nienawidzą lekarzy, tam lekarze boją się pacjentów i nigdy nie zbuntują się przeciwko władzy. Tam, gdzie rodzice nie ufają nauczycielom, tam nauczyciele boją się rodziców i nigdy nie zbuntują się przeciwko władzy. Tam, gdzie obywatele przypominają sobie zapomniane od czasów PRL wyzwiska pod adresem policji, wojska i służb, ludzie w mundurach przestają się czuć solidarni z tymi, których powinni ochraniać. Społeczeństwem tak podzielonym, rozbitym, może rządzić nawet jeden niedojdowaty despota. Takim społeczeństwem można rządzić za pomocą jednej partii kadrowej, związanej korupcją i wzajemnych strachem. Nawet jeśli ta partia nigdy nie miałaby zdobyć większościowego poparcia. Ponieważ naprzeciwko niej nie ma już społeczeństwa, a tylko społeczne ruiny”.
Jan Piński w „Najwyższym Czasie!