Ostatni rok przyniósł mu niezłą huśtawkę nastrojów. Wiosną poparcie dla ruchu Szymona Hołowni nagle zaczęło rosnąć jak na drożdżach, w maju wynosząc politycznego debiutanta na pozycję niekwestionowanego lidera opozycji. Ale już parę tygodni później nastąpiło równie spektakularne załamanie. Triumfalny powrót Donalda Tuska do krajowej polityki z miejsca przywrócił dawne opozycyjne hierarchie. Bezradny Hołownia co najwyżej mógł się przyglądać, jak ewakuuje się spod jego skrzydeł blisko połowa dotychczasowych wyborców.
Aż nadeszła jesienna sondażowa korekta i nastroje znów się poprawiły. Część strat udało się odrobić i obecne poparcie na poziomie ok. 14–15 proc. wydaje się dosyć stabilne. Co daje Polsce 2050 ugruntowaną pozycję numer trzy na scenie politycznej. Na razie raczej bez rychłych widoków na wyprzedzenie Platformy, ale ryzyko zwasalizowania przez Platformę również się oddaliło, Hołownia przetrwał efekt Tuska. Z takim potencjałem można skutecznie opierać się zakusom rywala, co rusz narzucanej przez Tuska (oczywiście na jego warunkach) jedności. Co też Hołownia faktycznie czyni, pozorując ostatnio zacieśnianie współpracy z PSL. Do ostatecznych rozstrzygnięć oczywiście daleko, ale warto już teraz tworzyć alternatywne punkty odniesienia.
Poczucie stabilności widać też w samym ruchu, który konsekwentnie rozwija struktury, poszerza sejmowy przyczółek, ostatnio za sprawą Róży Thun zameldował się również w Parlamencie Europejskim. Nie słychać o wewnętrznych tarciach bądź frustracjach, podobno na wewnętrznych forach toczy się za to bogate życie (chociaż osławiona „Jaśmina”, czyli aplikacja mająca budować obieg opinii, akurat tego nie potwierdza). Konflikty pewnie z czasem przyjdą, przy okazji tworzenia list wyborczych trudno tego uniknąć.