Dwa są największe osiągnięcia prezydenta Dudy w dziedzinie protokołu, czyli kodu przyjętego w dyplomacji. Pierwsze to wielotygodniowe, demonstracyjne opóźnienie życzeń dla Joe Bidena z okazji wygrania przezeń wyborów prezydenckich w USA, tak „żeby sobie popamiętał”. Kiedy świat z zapartym tchem śledził pojedynek Biden–Trump o najważniejszy z urzędów, Andrzej Duda zapewne się uczył, gdyż jak zapewniał, on się ciągle uczy i uczy, i uczy (tylko protokołu jeszcze się nie nauczył). Teraz liczy zapewne, że sędziwy prezydent USA zapomniał już o gafie, gdyż ma ważniejsze sprawy na głowie. Dyplomacja to także sztuka zapominania.
Drugim sukcesem prezydenta była demonstracyjna odmowa przyjęcia odchodzącej na emeryturę kanclerz Niemiec, „Frau” (jak piszą i mówią o niej media PiS) Angeli Merkel. Kanclerz myślała chyba, że w „niemieckiej Europie” jej wolno wszystko. Naruszyła więc święte terytorium naszego kraju i wtargnęła nieproszona z wizytą pożegnalną. „Frau” Merkel, będąc 16 lat kanclerzem najsilniejszego państwa (a faktycznie mocarstwa) w Europie, doznała zapewne niejednego afrontu, ale jej to ujmy nie przynosi. Co innego Andrzej Duda – ten powinien zachować się z klasą i nie ograniczać się do zwykłego „do widzenia”.
Niestety, polscy dygnitarze nie marnowali żadnej okazji, żeby urazić „Frau” Merkel. Premier Pinokio w jej obecności odpowiadał na pytania po angielsku, choć nieraz próbował swoich sił po niemiecku. (Podobno jest to jedna z rzadkich – obok handlu nieruchomościami – umiejętności, jakie posiada). Z kolei nasz minister spraw zagranicznych prof. Zbigniew Rau dał swojej niemieckiej odpowiedniczce, pani Annalenie Baerbock, w czasie jej pierwszej wizyty pryncypialny wykład naszych celów i oczekiwań.