Co się z nami stało, że nawet postmodernizm zjedliśmy jak przystawkę do kolacji?
Ach, był taki czas… Taki czas, gdy czarne swetry w paryskich kawiarniach… Gdy Marianna na barykadach walczyła o sprawiedliwość społeczną, zamiast siedzieć na wykładach. Gdy Derrida z Lyotardem. Gdy Jean-Paul z Simone… Były to jeszcze jakieś czasy. Ostatnie czasy, które miały swój smak i sens. A przecież to tym czasom i tym pokoleniom – urodzonych dobrze przez wojną mentorów i tuż po wojnie studentów przypisuje się te nastroje przesytu, nieledwie nihilizmu, którymi kusi i straszy słowo „postmodernizm”.
Polityka
51.2021
(3343) z dnia 14.12.2021;
Felietony;
s. 96