Dziadek był szewcem na Mokotowskiej w Warszawie i język literacki miał przaśny. Jednak do tego, co teraz rządzący robią z Polską, język dziadka byłby zbyt wykwintny. No bo samemu sobie tak nakłaść po mordzie, a potem skarżyć się narodowi, że to opozycja ich leje? Leją, leją lewym podbródkowym, zaś prawym prostym poprawiają, ale do nokautu daleko. I trzeba uważać, żeby samemu nie oberwać.
Gdyby Kaczyński miał pewność, że Kukiz zostanie przewodniczącym sejmowej komisji śledczej w sprawie niszczarki ludzkich życiorysów, może by się i zgodził. Ale co będzie, jeśli Kukiz wcześniej dostanie ofertę pracy na stanowisku prezesa PZPN? Jeszcze w tym roku, po przerżnięciu mistrzostw świata w Katarze, są na to duże szanse. Właściwie po przyznaniu się do Pegasusa i potwierdzeniu, że opozycja była nagrywana do ostatniego skrzypnięcia łóżka, PiS powinien się rozsypać na puder i stać się politycznym przebojem kosmetycznym. Można nawet powiedzieć, że dzisiaj smród każdej nowej afery to nowe perfumy Rzeczpospolitej. A informacja, że podsłuchiwano chronionych prawem kontrolerów NIK, zmusza tysiące urzędników do opuszczenia rąk. Mogą jeszcze dostać anonimowy telefon o śmierci syna, spaleniu się domu lub ostrzeżenie: Nie wychodź nocą, bo możesz nie wrócić. Jak ja to dobrze znam z czasów Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego. Halina Mikołajska opowiadała anegdotę o swoim mężu pisarzu Marianie Brandysie. Jakiś ubek zadzwonił kiedyś do niego w nocy i szepnął: Umrzesz, umrzesz. Na co Brandys, mimo że obudzony ze snu, z szybkością światła odparł: A ty, ch…, myślisz, że będziesz żył wiecznie? Niech sobie tę odpowiedź zapamiętają ci, po których nic poza wstydem nie zostanie.
Tzw. rząd chwyta się wszystkich sposobów i udaje, że jest w wielkiej zażyłości z Matką Boską i jej rodziną.