Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wojna i turboerystyka

Schopenhauer, pisząc o sztuce prowadzenia sporów, wyróżnił ponad 30 chwytów, zabiegów taktycznych, dzięki którym można zapewnić sobie zwycięstwo, działając czasem fas, a czasami także nefas. Erystyka bowiem nie ma nieposzlakowanej reputacji. Niemiecki filozof pisał w XIX w. Dwieście lat później komputery, fotoshopy, deepfejki i inne cuda nauki, techniki i psychologii wyhodowały turboerystykę. Symbole, znaczenia, narracje – powstałe naturalnie, ale i „podkręcone”, manipulacyjnie wykreowane lub sfałszowane, wymieszane razem – stały się cennym orężem. Nie tylko w potyczkach ideowych czy wirtualnych, ale i jako instrument ważący dla prawdziwych wojen. Skromna dialektyczna sprawność urosła: ma globalne zasięgi i uprawiana jest w farmach trolli. Wyrosła tak bujnie, że jej cień zagłusza dyskusje toczone nie po to, by skancellować i zaorać przeciwnika, ale by objaśniać świat i wykrywać mechanizmy rzeczywistości. Najuczciwszy polemista, najbardziej nobliwy spór obrywają obecnie odwróconym znaczeniem, pogardliwą etykietą lub moralnym szantażem.

Ścisły i bezpośredni związek łączy turboerystykę i dyskusję o praworządności w Polsce jako temat rzekomo „nie na czasie”. Celem prawa – jego istotą – jest ograniczenie brutalności siły. Unia Europejska jest wspólnotą prawa, a praworządność jest jej fundamentem. Nieodzowność udziału w tej wspólnocie dziś, wobec wojny za wschodnią granicą, dostrzegają także ci, którzy do niedawna Unię traktowali jako twór imaginacyjny.

Danego słowa należy dotrzymywać, umów i traktatów – przestrzegać, a wyroki sądów międzynarodowych mają być wykonywane. Nie da się jednocześnie grzmieć przeciw agresji, a w czynach naruszać fundamenty wspólnoty, z którą chcemy (i musimy) być, aby być w stanie przeciwstawić się agresorowi.

Polityka 12.2022 (3355) z dnia 15.03.2022; Komentarze; s. 9
Reklama