Rząd PiS chce wpisać do konstytucji możliwość konfiskowania bez sądu majątków „rosyjskich oligarchów” oraz „podmiotów i osób prywatnych, które są zaangażowane we wspieranie działań Federacji Rosyjskiej”. Gdyby do tego doszło, mielibyśmy unikalną w świecie konstytucję wymieniającą „rosyjskich oligarchów”. To nie tylko dziwactwo. To przepis niebezpieczny, pozwalający władzy dowolnie oskubywać z majątków zarówno Rosjan – pod pretekstem, że są „oligarchami” (to nie jest pojęcie prawne) – jak i rodzimych przedsiębiorców pod pozorem „wspierania działań Federacji Rosyjskiej”. (Swoją drogą, czy aby nie wspierają ich polskie spółki, kupując rosyjski gaz, ropę i węgiel?).
Dziś konstytucja na konfiskatę bez sądu nie pozwala właśnie dlatego, że to niebezpieczne. Bo rolą konstytucji jest powściąganie władzy, a nie ułatwianie jej samowoli.
Opozycja na szczęście odmówiła udziału w zmienianiu konstytucji. Państwo nie przejmie więc pieniędzy „oligarchów”. Pytanie, czy oni w ogóle je w Polsce trzymają? Rzecznik rządu powiedział, że „zabezpieczono ponad 140 mln zł na kontach w ramach sankcji”. Jak na majątek „oligarchów”, skromnie. Można się domyślić, że chodzi o sankcje unijne, które dotyczą konkretnych osób. Ale raczej nie „oligarchów”, tylko wysokich funkcjonariuszy władz Federacji Rosyjskiej, którym można przypisać sprawstwo kierownicze zbrodni popełnianych w Ukrainie. Albo osób, które bezpośrednio czerpią materialne korzyści ze zbrodniczych działań Federacji Rosyjskiej. UE nałożyła sankcje na Putina, Ławrowa, członków Rady Bezpieczeństwa Narodowego Federacji Rosyjskiej i członków Dumy Państwowej, która ratyfikowała Układ o przyjaźni, współpracy i pomocy wzajemnej między Federacją Rosyjską a „autonomicznymi” obwodami Ługańskim i Donbaskim.