Dwudziestoletnia Iga Świątek została pierwszą Polką na czele rankingu zawodowych tenisistek WTA. Na razie prowadzi w wirtualnym zestawieniu, ale od 4 kwietnia – kiedy zostanie opublikowana aktualizacja po trwającym właśnie turnieju w Miami – formalności stanie się zadość.
Iga ma za sobą świetny początek roku. W wielkoszlemowym Australian Open doszła do półfinału, następnie wygrała mocno obsadzone turnieje w Dausze i w Indian Wells. Sukcesy na korcie znajdowały odzwierciedlenie w rankingowym awansie, ale pozycję liderki dała Polce nieoczekiwana abdykacja Australijki Ashleigh Barty, która zamiast nabrać rozpędu po niedawnym zwycięstwie w Australian Open (swoim trzecim wielkoszlemowym triumfie), ogłosiła, że czuje się wypalona i nie potrafi znaleźć dalszej motywacji do ciężkich treningów. Dobrze wtajemniczeni dopowiedzieli, że ważniejsze od tenisa stało się dla niej budowanie prywatnego życia.
Świątek jest najmłodszą liderką rankingu WTA od 2010 r., gdy prowadzenie w klasyfikacji objęła Dunka o polskich korzeniach Caroline Wozniacki. Stara sportowa prawda głosi, że wejść na szczyt jest łatwiej, niż się na nim utrzymać. Faktem jest, że kobiecym tenisem od kilku dobrych lat rządzi nieprzewidywalność. Nawet w wielkoszlemowych turniejach sensacja goni sensację, papierowe faworytki odpadają jedna po drugiej, swoje pięć minut miewają mało znane zawodniczki. Żniwo zbiera też stres: kariera niedawnej liderki rankingu Naomi Osaki wyhamowała, gdy Japonkę wciągnęła spirala depresji. A Ashleigh Barty zrezygnowała z tenisa po raz drugi – kilka lat temu rzuciła go na rzecz krykieta.
Jak na razie Świątek wydaje się odporna na nacisk oczekiwań. Nie brakuje fachowców twierdzących, że ma wszystko, by przez lata patrzeć na konkurentki z góry. Na korcie imponuje siłą, dojrzałością i taktyczną mądrością.