Dwanaście żmudnych lat go to kosztowało, ale wreszcie nie tylko odkrył prawdę „pełną i konkretną” – oto jest też gotów przedstawić ją całemu narodowi. Oczywiście nie teraz, bo byłoby za dużo szczęścia naraz. Przecież Antoni Macierewicz wrócił, to wielkie wsparcie dla Polski. Nie tylko autorytet w dziedzinie obronności, ale przede wszystkim płomienny patriota. Słabość do limuzyn jeszcze dodaje mu wdzięku, rzadkiej cechy u mężczyzn. Ileż to razy na polityczne pytania dziennikarzy w Sejmie odpowiadał z czarującym uśmiechem: Ślicznie dziś pani wygląda.
Po rozłące przywitał nas wybitnie wnikliwą oceną: Zbrodnia smoleńska była pierwszym aktem ataku na Polskę i Europę Środkową. Drogą do opanowania całej Europy przez Putina w sojuszu z Niemcami. Zbrodnia? Oczywiście, że zbrodnia. Bo wtedy są zbrodniarze, a my jesteśmy niewinni. I do tego mamy poczucie pełnej bezkarności. Jego pan, Macierewicza znaczy, z ulicy Nowogroźnej mówi to samo: Pod szczątkami samolotu Tu-154 ziemia była miękka, więc nie mógł się o nią tak roztrzaskać, na pokładzie na pewno wybuchła bomba.
Religia smoleńska musi wrócić, bo wojna w Ukrainie nie spełniła oczekiwań PiS, jeśli chodzi o sondażowe słupki. Niech zatem rosną na cynicznej glebie. Nie jest ona pierwszej klasy, ale jak ją dobrze przeorać i obornikiem od Kurskiego wesprzeć, to może coś się pokaże. A Straż Narodowa Roberta Bąkiewicza uprawy dopilnuje. Za ćwierć miliona, które dostała od rządu na pomoc Ukraińcom. Cóż, za wierność trzeba płacić. Kaczyński przemawiał 10 kwietnia przed Pałacem Prezydenckim tak samo jak dawniej. Wtedy jednak publiczność zwożono autobusami, płacąc po 200 zł od łebka. Dziś sami przychodzą – ci, którzy biorą kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie za pieczątkę z napisem „prezes spółki Skarbu Państwa”.