Od 2016 r. władza PiS wykorzystuje prawdziwe czy urojone zagrożenia dla ograniczania naszych konstytucyjnych praw i wolności. Mechanizm: bezpieczeństwo za wolność – jak po zamachu na WTC. Najpierw, dla ochrony przed rzekomymi terrorystami, jacy mieli się kryć wśród uchodźców z Syrii, których przyjęcia odmówiliśmy, wprowadzono ustawę antyterrorystyczną. Pozwala ona podsłuchiwać bez zgody sądu telefon każdego cudzoziemca przekraczającego polską granicę, a ABW – włamywać się do sieci teleinformatycznych w celu testowania ich bezpieczeństwa.
W pandemii ograniczono wolność zgromadzeń – akurat wtedy, gdy protestowano przeciwko antyaborcyjnemu wyrokowi Trybunału Julii Przyłębskiej. I wprowadzono częściową bezkarność władzy za działania łamiące prawo w celu przeciwdziałania pandemii. Kilkakrotnie usiłowano wprowadzić całkowitą bezkarność.
Pojawienie się uchodźców na polsko-białoruskiej granicy spowodowało uchwalenie ustawy (tzw. wywózkowej), która de facto odebrała im prawo do ubiegania się o azyl. A także ogłoszenie stanu wyjątkowego na terenie przygranicznym, aby odciąć opinię publiczną od informacji o traktowaniu uchodźców. Teraz ta spaczona działa na mocy rozporządzenia szefa MSWiA, łamiąc konstytucję. I mamy powtórkę w planowanej ustawie o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej: premier, jednoosobowo, ma odbierać nam konstytucyjną wolność poruszania się i wyboru miejsca pobytu. Ustawa wprowadza ogłaszane decyzją szefa rządu dwa nowe stany: „zagrożenia” i „pogotowia” – ze stosownymi ograniczeniami, w tym z odbieraniem, gwarantowanej konstytucją, władzy prezydentom miast, burmistrzom i wójtom, którym rząd będzie mógł wydawać rozkazy, a za niesubordynację usuwać ich z urzędu.