Ten tunel za jakiś czas ostro skręci i wtedy dopiero zobaczymy, co nam się trafi. Jasna przyszłość? A może nic nowego? Duch w nas zwiotczał. Może lepiej przyszłość zostawić następnym pokoleniom, zaś teraz, po ciemku, zawróćmy, by dojść do przeszłości. Co tu dużo gadać, w 1989 r. było trochę – posłużę się eufemizmem – bałaganu, ale mieliśmy nadzieję, ba, pewność, że najgorsze odchodzi do lamusa. Dziś z tego lamusa różne rzeczy wyciągają nam jako świeżyznę. Choćby sparszywiałą propagandę.
Oto premier, mimo nawału pracy, bo przecież jest także ministrem finansów, ogłasza, że będzie spał co drugą noc. Dlaczego? Musi uświadomić państwom UE, co dzieje się w Ukrainie. Rozwiesi im więc w miastach, może nawet własnoręcznie, billboardy z hasłem „Stop Russia Now” (cena nie gra roli). No, nareszcie ktoś pomyślał o tych nasyconych dobrobytem zachodnich Europejczykach, którym Ukraina myli się z Urugwajem, a Putin z Rasputinem. Do tego nasz premier wynajmie samochody z zamontowanymi na nich banerami „Blood Oil”. Będą one jeździły od Lizbony do Berlina, by ludziom otworzyć oczy, czym jest naprawdę rosyjska ropa. Morawiecki wie, przecież większość polskich samochodów tankuje „Blood Oil”. Zapomniał biedak, że sam głosował w Sejmie za odrzuceniem sankcji?
Nic dziwnego, skoro rząd ostatnio musiał całe dnie przesiadywać w pracowniach krawieckich. Kurtki trzeba było szyć na miarę, haftowane srebrną nicią. Na lewej piersi imię, nazwisko i stanowisko (przepraszam za rym), a nad nimi orzeł biały, by każdy pamiętał, jak się nazywa, co robi i że swoją ojczyznę kocha najbardziej. Przydałoby się jeszcze coś na spodniach, uważam, ale najważniejsze, że pierwszy krok został zrobiony. Zaczęło się od Marcina Horały, dodatkowo wiceministra infrastruktury.