Lotnicza majówka została uratowana, ale wakacje wciąż są niepewne. Większość warszawskich kontrolerów, planująca odejść z pracy pod koniec kwietnia, zgodziła się przedłużyć termin swoich wypowiedzeń do 10 lipca. To ostateczny czas na zawarcie porozumienia z władzami Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Loty ze stołecznego lotniska Chopina i podwarszawskiego Modlina mają odbywać się normalnie, ale w rzeczywistości wszystko będzie zależeć od postępu negocjacji. Kontrolerom udało się wymóc na PAŻP zmiany w zakresie bezpieczeństwa, przede wszystkim ograniczenie kontrowersyjnej i potencjalnie niebezpieczniej pracy w pojedynkę. Rząd obiecał im również powrót do poziomu wynagrodzeń sprzed pandemii, chociaż wiceminister Marcin Horała, odpowiedzialny za budowę CPK, zapowiadał kilka dni wcześniej, że Agencja przejadła wszystkie oszczędności i musi zacisnąć pasa.
Pasażerowie planujący loty z i do Warszawy nie mogą zatem na razie spać spokojnie. Linie lotnicze zaryzykowały i założyły pozytywny wynik negocjacji. Dzięki temu loty 1 maja i w kolejne dni nie zostały z wyprzedzeniem odwołane. Jednak kontrolerzy już kilkakrotnie w kwietniu, pewnie w ramach taktyki negocjacyjnej, brali masowo zwolnienia. To zaś doprowadziło do nawet kilkugodzinnych opóźnień lotów startujących ze stolicy lub w niej lądujących. W takich sytuacjach linie powołują się na działanie siły wyższej, więc żadne odszkodowania klientom nie przysługują. Kto zaś samodzielnie rezerwuje hotele czy samochody do wypożyczenia, ten w przypadku odwołanego lotu może stracić zaliczki. Usprawiedliwienie w postaci protestu polskich kontrolerów niewiele mu pomoże. Lecąc z Warszawy czy Modlina, lepiej zatem na razie wybierać oferty z możliwością bezpłatnej anulacji.
Przy okazji mogliśmy kolejny raz zaobserwować, jak rząd wykorzystuje nadarzającą się okazję, by wspierać swoich.