Widział pan to szkaradzieństwo? – zagadnęła mnie sąsiadka, wskazując okno na parterze, gdzie ktoś umieścił wizerunek anioła z mieczem, który za chwilę przebije mężczyznę przyciskanego do ziemi anielską stopą. – Dobrze, że sąsiad tego nie słyszy, obraziłaby pani jego uczucia religijne. A może nawet patriotyczne, bo to archanioł Michał, patron Ukrainy, a ten na ziemi, to pewnie Putin – powiedziałem.
– Każdy może sobie wierzyć, w co chce, i wieszać, co chce, ale ja szanować tego nie muszę, a nawet mogę się z tego śmiać. Tu nie Rosja jeszcze.
Chciałem ją ostrzec, że niedługo za takie śmiechy może dostać karę do dwóch lat więzienia, ale przerwał nam ruch za firanką, więc rozeszliśmy się pospiesznie.
Kiedy współczesny widz ogląda Szekspirowski „Sen nocy letniej” i widzi wróżki skrapiające łoże nowożeńców „polną świętą rosą” (przeł. K.I. Gałczyński), a w „Zimowej opowieści” dostojnych kapłanów wyroczni delfickiej, odzianych „w niebiańskie szaty” (przeł. S. Barańczak), zwykle nie ma pojęcia, że patrzy na katolickie rytuały ukryte przed okiem protestanckiego cenzora, który tropił zawzięcie wszelkie przejawy papistowskich zabobonów, choć być może niedawno sam ukrywał swoje wyznanie przed siepaczami Marii Tudor o nieprzypadkowym przydomku „Krwawa”.
Szekspir i jemu współcześni doświadczyli szaleństwa zwalczających się ideologii religijnych. Za jednego ludzkiego życia Anglia przeszła od radykalnego katolicyzmu przez raczkujący protestantyzm Henryka VIII, zradykalizowany za panowania jego syna Edwarda VI, następnie nawrót wojującego katolicyzmu za rządów Marii I Tudor, po protestantyzm totalny za Elżbiety I. Zwykły obywatel, który nie dość szybko reagował na te zmiany, ryzykował prześladowania, więzienie, tortury, a często śmierć.