Sam w jakichś spółkach zaczynam być i podejmuję jakieś, na razie bardzo nieśmiałe, próby biznesowe. Rzeczywistość jest bezwzględna dla ludzi kreatywnych, a zwłaszcza pisarzy. Są oni niewolnikami państwa, uzależnieni od grantów, nagród, stypendiów, albo niewolnikami rynku, uzależnieni od łaski i kaprysu ludzi kupujących książki (grupy trochę innej niż czytelnicy, bo nie do końca z nią zbieżnej). To naprawdę fajne, gdy osoba kreatywna twórczo przenosi tę kreatywność w sferę biznesu i staje się głównym właścicielem i dysponentem swoich dóbr intelektualnych.
Spółka Jacka ma się zajmować realizacją jego pomysłów i napisanych już dzieł w formach gier, filmów itd. „Wraz z postępującą cyfryzacją i migracją ludzkości ze świata materialnego w świat przeżyć dostarczanych bezpośrednio do oczu i uszu to kultura stanie się największym i najważniejszym przemysłem świata” – mówi autor „Innych pieśni” i oczywiście ma rację, o ile podejdziemy do kultury jako do jakiejś całości ludzkiego doświadczenia i będziemy przymykać oko na takie fakty, że powieści bardzo źle sprawdzają się jako materiał grzewczy (chociaż niektóre tylko do tego się nadają), z koncertów fortepianowych trudno wyprodukować np. lekarstwa, a grami wideo, chociaż generują ogromne zyski, trudno się najeść. Ale może bez sensu się czepiam. Zaciekawiło mnie jednak coś innego – to, że spółka Jacka ma się zajmować, przez różne biznesowe zależności, również innymi dziedzinami ludzkiego cyfrowego doświadczenia, czyli kryptowalutami, NFT i szeroko pojętą tokenizacją.
Jakiś czas temu kupiłem trochę kryptowalut. Nie chcę wprowadzać nikogo w tajemnice moich finansów, bo to nieeleganckie, powiem tyle: kupiłem mądrze, po konsultacjach z tymi, co w przeciwieństwie do mnie się na tym znają, i bezpiecznie, tj.