Dzień, który w nowej Polsce znalazł się w dziwnym położeniu: pomiędzy wspomnieniem komunistycznej celebry a odnowioną tradycją "trzeciomajowej jutrzenki". Może w podzielonym politycznie kraju 2 maja zasługuje na szczególne potraktowanie?
2 maja jest całkiem zwykły i pospolity, tym bardziej pospolity, że w sąsiedztwie dni wyjątkowych, ale to właśnie dzięki niemu zrodziła się w RP nowa świecka tradycja: wielodniowa fiesta wiosenna, na którą rodacy czekają z utęsknieniem. Parokrotnie był już zagrożony, nie on sam wprawdzie, lecz poprzedzający go - i stanowiący razem triadę - 1 maja, lecz pomysł likwidacji Święta Pracy przynajmniej na jakiś czas upadł i to, jak można przypuszczać, bynajmniej nie z powodów ideologicznych, lecz praktycznych. Elektorat najwyraźniej chce mieć dla siebie te trzy dni majowe, fundament długiego weekendu, a może nawet coś go pociąga w tym spiętrzeniu nieprzystających do siebie świąt.
Władze długo nie wiedziały, co z tym dniem zrobić. Czym wypełnić lukę między dwoma dniami przywołującymi wykluczające się nawzajem tradycje. W 2004 r. Senat RP postanowił w końcu coś przedsięwziąć i zaproponował, aby ogłosić 2 maja Dniem Orła Białego. Sejm był podobnego zdania, to znaczy, że dzień zwykły trzeba uczynić świątecznym, ale zmodyfikował propozycję senatorów, ustanawiając 2 maja Dniem Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Jeśli ktoś o tym fakcie nie słyszał, to dodam, że jednocześnie jest to Dzień Polonii i Polaków za Granicą, czyli jak na zwyczajny do niedawna dzień całkiem sporo okoliczności i obowiązków. W istocie postanowienia owe zmieniły jednak niewiele.