W czwartek przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ma przyjechać do Polski, żeby zaakceptować Krajowy Plan Odbudowy. Pretekstem ma być spełnienie warunku likwidacji Izby Dyscyplinarnej, co w ubiegłym tygodniu uchwalił Sejm w ramach prezydenckiego projektu. Pozostałe warunki UE: przywrócenie sędziów odsuniętych od orzekania i reforma postępowania dyscyplinarnego, by nie służyło do prześladowania niezawisłych sędziów, mają być wpisane do KPO jako „kamienie milowe”, po spełnieniu których Unia zwróci Polsce pieniądze za zrealizowane z KPO programy. Jest też kilkanaście innych „kamieni”. „Dziennik Gazeta Prawna” wymienia m.in. „ozusowanie” umów o dzieło, utworzenie funduszu nisko- i zeroemisyjnej mobilności i energii, ustawę o jakości w ochronie zdrowia, realizację ustawy o modernizacji szpitali, zmiany Regulaminu Sejmu, Senatu i Rady Ministrów (aby zwiększyć rolę konsultacji społecznych), wdrożenie ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, zakończenie budowy obwodnic, zawarcie kontraktów na budowę stacji 5G.
Władza triumfuje, że dogadała się z Unią w sprawie praworządności i pieniądze popłyną. Niezawiśli sędziowie i ich obrońcy czują się zdradzeni. „Niewykluczone, że praworządność w naszym kraju została sprzedana” – komentował w TVN24 sędzia Igor Tuleya, od ponad 550 dni zawieszony za wydane orzeczenie.
I rzeczywiście: jeśli Unia akceptuje taki sposób „likwidacji” Izby Dyscyplinarnej, to dlaczego miałaby być bardziej pryncypialna przy ocenie realizacji „kamieni milowych”? Władza już pokazała, jak zamierza „przywracać” sędziów: zawieszonego ponad dwa lata sędziego Pawła Juszczyszyna prezes jego sądu Maciej Nawacki „przywrócił”, ale do wydziału rodzinnego, w którym ten nigdy nie orzekał.