Rafał Trzaskowski ruszył w Polskę, aby promować kolejną edycję swojego Campusu Polska Przyszłości – organizowanego pod koniec sierpnia quasi-politycznego eventu dla młodych, na który fundusze zbierał m.in. podczas swojej niedawnej wizyty w USA. W Platformie, której formalnie jest wiceszefem, znów wywołało to poruszenie – podobnie jak w ubiegłym roku, część działaczy zaczęła spekulować, że urządzanie politycznych imprez „na boku” (na własny rachunek, z własnymi ludźmi i bez partyjnego szyldu) to próba wybicia się na niepodległość i forma rywalizacji z Donaldem Tuskiem. Co ciekawe, niektórzy ze stronników przewodniczącego PO uważają jednak, że aktywność Trzaskowskiego tylko służy Tuskowi, bo dodatkowo go napędza.
Stąd i sama Platforma coraz mocniej formatuje swój przekaz pod kątem młodych – choć już „na dorobku”: pracujących, wychowujących dzieci, spłacających coraz wyższe raty kredytów. Taka była też narracja ubiegłotygodniowego kongresu programowego PO – „Pomocna Polska”; przedostatniego z serii (zwieńczeniem będzie wielka konwencja w Radomiu 2 lipca). Obok szefa PO na scenie występowali przedstawiciele młodego pokolenia polityków (wśród nich Aleksandra Gajewska, Marta Golbik i Franek Sterczewski). Mowa była m.in. o mieszkaniach, ulgach dla samodzielnych rodziców, walce z wykluczeniem komunikacyjnym czy też o tworzeniu konkurencyjnych miejsc pracy dla urzędników. „Nie ma powrotu do przeszłości. Mój powrót to powrót do przyszłości – że użyję filmowego porównania” – podkreślał Tusk. W swoim wystąpieniu chwalił też siedzącego na widowni Rafała Trzaskowskiego, co jednak istotne – i na co w kuluarach zwracali uwagę członkowie władz PO – osadzając go w ściśle określonej roli: prezydenta stolicy.