Ministerstwo Obrony ogłosiło zbrojeniową kumulację. Do Waszyngtonu poszły zamówienia na 80–90 mld zł, do których trzeba dołożyć inwestycje w wojsku i w przemyśle. Dokończona ma być budowa tarczy antyrakietowej z wyrzutni Patriot. System był zaplanowany przed dekadą, ale dopiero w 2018 r. Mariusz Błaszczak kupił dwie – z przewidzianych ośmiu – baterii rakietowych. Wojna w Ukrainie pokazała jednak, że „zamknięcie nieba” dla wroga jest absolutną koniecznością. To właśnie system Wisła ma strącać rosyjskie Iskandery, co wymaga superprecyzji, dokładnego śledzenia nadlatującej rakiety i wyliczenia co do centymetra punktu uderzenia tej wystrzelonej z ziemi. Dlatego każda antyrakieta kosztuje kilka milionów dolarów. Dużo droższy jest nowy dookólny radar, od którego ukończenia Polska uzależniała kontynuację kontraktu. Brytyjczycy pomogą zbudować rakietę, która pasuje do amerykańskich Patriotów, a nie jest tak droga jak oryginalne pociski. Polski przemysł dołoży wyrzutnie, podwozia, kabiny, kontenery startowe i po raz pierwszy podłączy do amerykańskiego systemu własne radary dalekiego zasięgu oraz urządzenia pozwalające wykrywać samoloty poprzez analizę elektromagnetycznego szumu. Pójdzie na to 30–40 mld zł. Wycenę radarów i rakiet Amerykanie przyślą za kilka miesięcy; realizacja kontraktu potrwa sześć lat.
O ambicjach Warszawy mówi też zamówienie rakiet ziemia–ziemia HIMARS. Błaszczak robił to również na raty – w 2019 r. kupił jeden dywizjon, zaledwie 20 wyrzutni. Teraz chce 500(!), za ok. 50 mld zł. Do tego zbrojeniówka ma produkować rakiety odstraszające Putina. Taka ilość sprzętu wymusi utworzenie nowych jednostek, a dowódcom nawet na niższych szczeblach da broń dalekiego zasięgu i o ogromnej sile rażenia. Oznacza to zmianę polityki obronnej.