Przewodniczący PO zaszachował prezesa Kaczyńskiego: wytrącił z ręki pałkę, którą PiS od lat młotkuje Donalda Tuska. Bo trudno być „für Deutschland” (ulubiona fraza funkcjonariuszy TVP), kiedy tak stanowczo i mocno wytyka się Niemcom niedostateczne zaangażowanie w wojnę w Ukrainie, a także upomina o… wojenne reparacje. A tym właśnie Tusk zaskoczył w minionym tygodniu obóz władzy.
Rządzącym wydawało się, że mają monopol na krytykę Niemiec, a temat odszkodowań będzie lejtmotywem nowego sezonu politycznego. Tymi „bilionami”, które według wyliczeń PiS winni są nam Niemcy, prezes próbował odwrócić uwagę od wszechobecnej drożyzny i braku pieniędzy z KPO. Na papierze wszystko się zgadzało, wszak sondaże pokazywały, że temat reparacji jest wydajny politycznie – współpracująca z braćmi Karnowskimi pracownia Social Changes wyliczyła, że żądania wypłaty odszkodowań popiera 64 proc. Polaków. To dawało nadzieję na odzyskanie paru punktów poparcia. Zakładano też, że opozycja swoim zwyczajem będzie się miotać; przekaz nie będzie jednoznaczny, można więc będzie atakować oponentów, że oto chodzą na pasku Niemiec i prowadzą antypolską politykę.
I tu Tusk pokrzyżował PiS-owi szyki. Nie tylko podłączył się pod wezwanie do zadośćuczynienia wojennym stratom, ale i przelicytował prezesa PiS. Bo oto KO przygotowała własny projekt uchwały ws. reparacji – poszerzony o roszczenia wobec rządu Rosji. Jakby tego było mało, Tusk na niemieckiej ziemi zaatakował Niemców. „Jeśli poczucie winy i odpowiedzialności za drugą wojnę ma dziś Niemców do czegoś zobowiązywać, to przede wszystkim do jednoznacznego i pełnego zaangażowania się po stronie Ukrainy w walce z agresorem. I do poważnego i uczciwego podejścia w kwestii zadośćuczynienia strat narodom, które zapłaciły największą cenę za szaleństwa nazizmu” – mówił w czwartek w Poczdamie.