Wszystko po 5 złotych
Dolar, frank, euro, funt. Wszystko po 5 złotych. Czym się pocieszać?
Amerykańska i szwajcarska waluta to dziś wyjątkowo pożądane pieniądze, bo traktowane jako bezpieczne przystanie w bardzo niebezpiecznym świecie. Jeden dolar od września wart jest już więcej niż jedno euro – po raz pierwszy od 2002 r. Na jego korzyść działa lepsza kondycja gospodarki amerykańskiej niż europejskiej. Amerykanie nie muszą drżeć o to, czy nie zabraknie im gazu. Inflacja w USA prawdopodobnie spadnie szybciej niż w Europie, a amerykański Fed walczy z nią dużo ostrzej niż Europejski Bank Centralny. Za Oceanem podstawowa stopa wynosi dziś 3–3,25 proc., podczas gdy w strefie euro osiągnęła dopiero 1,25 proc. Z kolei silny szwajcarski frank to efekt zaufania inwestorów do bogatej alpejskiej republiki, gdzie inflacja wynosi zaledwie 3,5 proc., a rządzący uchodzą za wyjątkowo rozsądnych.
Zarówno za dolara, euro, funta (więcej o funcie w tekście „Zniewaga króla i funta”), jak i franka trzeba teraz płacić ponad 5 zł. Złoty bowiem, chociaż podobno ma nam, zdaniem rządzących, zapewnić ekonomiczną niezależność, jest w oczach inwestorów mocno powiązany z euro. Niestety, na naszą niekorzyść. Bo słabe dziś euro oznacza jeszcze słabszego złotego. Powodów jest wiele. Najważniejszy to bardzo wysoka w Polsce inflacja, przekraczająca 17 proc. Chociaż podstawowa stopa procentowa w Polsce (6,75 proc.) jest u nas znacznie wyższa niż w strefie euro czy USA, to ogromna różnica między nią a inflacją zniechęca inwestorów do kupowania złotego. Poza tym jesteśmy postrzegani jako kraj frontowy, a do tego wyjątkowo uzależniony od importu kluczowych surowców energetycznych. Całości obrazu dopełnia konfrontacja rządu PiS z UE, blokująca KPO. Napływ euro z Brukseli, wymienianych potem na złotówki, na pewno pomógłby naszej walucie.