Jeszcze kilka miesięcy temu Poczta Polska chwaliła się, że firmie udało się osiągnąć historyczny zysk – ponad 177 mln zł netto. Jak podkreślano, był to najlepszy wynik od prawie dekady. Dla zarządu i kierownictwa poszły sowite premie, których wysokość oburzyła słabo opłacaną załogę. Czar sukcesu prysł, kiedy okazało się, że w tym samym czasie PP dostała od Ministerstwa Aktywów Państwowych dokapitalizowanie w wysokości 190 mln zł. Będące zresztą pierwszą transzą pakietu pomocowego opiewającego na łączną kwotę 760 mln zł. Pieniądze te w latach 2021–25 Poczta ma przeznaczyć na strategiczne zadanie rozwojowe ukryte pod kryptonimem ASL (Architektura Sieci Logistycznej). Mówiąc językiem powszechnie zrozumiałym, Poczta wreszcie dostrzegła, że jej główne źródełko zarobku – listy, to usługa na wymarciu. – Realizacja tego projektu umożliwi płynną transformację obecnej sieci logistycznej, przystosowanej głównie do obsługi listów, do sieci docelowej, w której prym wieść będą przesyłki KEP: kurierskie, ekspresowe i paczkowe i e-commerce – mówi Daniel Witowski, rzecznik prasowy PP.
Kolejnym cieniem na historycznym wyniku finansowym PP kładzie się fakt, że firma była jednym z największych beneficjentów środków z tzw. tarcz covidowych. W sumie prawie 420 mln zł, które według rzecznika Poczty przeznaczone zostały zgodnie z zapisami ustawy „na rzecz ochrony miejsc pracy, na dofinansowanie wynagrodzenia pracowników”. Dofinansowanie dużego gracza na rynku usług kurierskich w czasach, kiedy rynek ten przeżywał rekordową hossę, to fenomen sam w sobie. Na tle wyników konkurencji to już aberracja. Rafał Brzózka, twórca i szef firmy InPost, pochwalił się na Twitterze, że za 2021 r. jego firma zapłaciła 222,4 mln zł samego podatku CIT.