W Warszawie w marszu narodowców, w którym można było zobaczyć nie tylko antyunijne, ale też antyukraińskie hasła, szli obok siebie Antoni Macierewicz, Anna Siarkowska i trzech członków rządu – Zbigniew Ziobro, Jacek Ozdoba i Janusz Kowalski. Baner z napisem „Stop ukrainizacji Polski” niósł m.in. Grzegorz Braun, poseł Konfederacji – co błyskawicznie podchwyciły rosyjskie agencje prasowe.
We Wrocławiu przed marszem organizowanym pod hasłem „Polak w Polsce jest gospodarzem” policja prewencyjnie zatrzymała jego lidera, byłego księdza Jacka Międlara. Marsz się odbył. Pod antyukraińskimi hasłami poprowadziła go Katarzyna Sokołowska, szefowa fundacji „Wołyń pamiętamy”. Był też Waldemar Bonkowski – były senator PiS, skazany nieprawomocnie za zabicie ze szczególnym okrucieństwem swojego psa, niósł baner z hasłem: „Polska tylko dla szanujących tradycję chrześcijańską, naszą kulturę, prawo i porządek!”. Międlara wypuszczono już po marszu – na spotkaniu z narodowcami transmitowanym w internecie porównywał się do… opozycjonistów prześladowanych na Białorusi przez reżim Łukaszenki.
Tegoroczne marsze odbyły się wyjątkowo bez zamieszek i zadym. We Wrocławiu pilnowano, by nikt nie odpalał rac – co oznaczałoby rozwiązanie marszu. W Warszawie policja zajęła się nie narodowcami, ale Obywatelami RP i aktywistami, którzy przyszli protestować pokojowo przeciwko nacjonalistom. I to wobec nich mundurowi użyli siły. Blisko 6 godzin kilkanaście osób przetrzymywano w tzw. kotle. Bez wody, możliwości skorzystania z toalety, bez dostępu do adwokata. Już po marszu Sylwester Marczak, rzecznik stołecznej komendy, przekonywał, że wcześniejsze otoczenie przez policjantów kordonem i szarpanie aktywistów było „ewakuacją w trosce o komfort funkcjonariuszy w strefie ich działań”.