Byłem ostatnio gościem bardzo sympatycznego i ciekawego spotkania autorskiego w Łodzi, które odbyło się pod hasłem „współczesnego romantycznego bohatera”. Spotkania często odbywają się pod różnymi hasłami, ponieważ bibliotekom łatwiej pozyskać środki na różnego rodzaju programy, które z kolei wiążą się z różnego rodzaju obchodami – w tym roku mamy w polskiej kulturze „rok romantyzmu”. Wydaje mi się, że romantyzm w polskiej kulturze trwa nieprzerwanie, odkąd się zaczął, być może z małą przerwą w postaci stalinizmu, kiedy wszyscy musieli pisać o cegłach i traktorach. Nacjonalistyczny, krwawy mistycyzm – a tak chyba się u nas rozumie romantyzm – zajmuje naszą zbiorową wyobraźnię, nie sposób policzyć w polskim kalendarzu okazji do krzyczenia, że jesteśmy tu i pamiętamy. Maria Janion i Jarosław Rymkiewicz, chyba dwa najważniejsze głosy polskiej humanistyki ostatnich dekad, również zajmowali się głównie tym zagadnieniem, Polski jako skrwawionej ziemi, na której od stuleci odbywa się w kółko ten sam krwawy, wampirzy rytuał w wojnie o niepodległość. Fakt, że jedno z tych dwojga patrzyło na to dość krytycznie, a drugie było tym bezbrzeżnie zafascynowane, to już sprawa drugorzędna.
Myślę jednak, że najważniejsza pamiątka po romantyzmie, która utrwaliła się w naszym zbiorowym myśleniu, jest taka, że artysta, a zwłaszcza pisarz, jest kimś wyjątkowym. Jego rolą jest oświecać maluczkich i tłumaczyć im sprawy, o których nie mają zielonego pojęcia. Ową pozycję wieszcza bardzo chętnie przyjmują na przykład aktorzy w wieku dostojnym – trudno im się dziwić, w końcu przerecytowali ze sceny cały polski romantyzm od początku do końca, od tyłu i na wyrywki – ale skupmy się na pisarzach. Polski pisarz, ten prawdziwy polski pisarz, nie jakiś kretyn od kryminałów albo młodociany farbowaniec – to mędrzec, który przebił się przez ścianę iluzji i nadaje już z drugiej strony rzeczywistości.